Parafrazując stare niderlandzkie przysłowie, że „Jeden Holender to teolog, dwóch Holendrów-kościół, trzech-schizma”, można rzec, iż jedenastu Holendrów, to z pewnością drużyna piłkarska. Pasjonujący mecz w Fortalezie Meksyk - Holandia, w 1/8 finału Mistrzostw Świata (i równie dramatyczny, jak wczorajszy Brazylia-Chile,) pokazał co to znaczy gra do końca, determinacja i wiara w zwycięstwo.
Meksykanie - ze wspaniałym bramkarzem Francisco Guillermo Ochoa (bohaterem meczu z Brazylią) grali świetnie, także taktycznie, ale nie wytrzymali ostatnich kilku minut meczu. Jeszcze raz okazało się, jak szybko można ze stanu 1:0 dojść do przegranej 1:2. Warunek - to mieć przeciwko sobie tak wspaniałego piłkarza, jak holenderski, lewonożny napastnik Arjen Robben. Ten niemłody, bo już 30-letni, zawodnik okazał się niezmordowany i był bez wątpienia siłą motoryczną zwycięstwa „pomarańczowych”. Wprawdzie nie strzelił bramki, ale de facto to on przesądził o wyniku spotkania, w tym o podyktowanym słusznie w końcówce przez portugalskiego sędziego, po faulu właśnie na nim, rzucie karnym i nie doprowadzeniu nawet do dogrywki.
Na Mundialu w Brazylii odpadły - już w fazie grupowej - tradycyjnie należące do najlepszych, takie drużyny starego kontynentu, jak Hiszpania, Włochy, Anglia i Portugalia. Wyraźnie lepiej prezentują się ekipy z Ameryki Łacińskiej, w tym Kolumbia, Argentyna i Kostaryka (piszę to jeszcze przed meczem tego ostatniego zespołu z Grecją). Wprawdzie w drugiej „połówce” tabeli (wraz z m.in. Brazylią) znajdują się Niemcy i Francuzi, to wiele wskazuje na to, że Holendrzy - zwyciężając w czterech kolejnych meczach - wydają się obecnie bodaj najsilniejszą drużyną europejską.
W języku niderlandzkim (i opartym na nim języku afrikaans, mówionym w RPA) słowo „Oranje” ma wiele znaczeń. Zarówno geograficznych (np. nazwa miasta, rzeki), historycznych (nazwa dynastii), jak i zwykłych (nazwa koloru). Drużyna „Pomarańczowych”, określana niekiedy żartobliwe - od tytułu filmu - „Mechaniczną Pomarańczą”, może w tym turnieju zajść bardzo daleko, a nawet zostać następcą hiszpańskiej „Tiki-taki”, która pokonała ją przed 4 laty w finale mistrzostw świata w Afryce Południowej.
Tadeusz Iwiński