Dziękuję Panu Adrianowi Zacharewiczowi za tekst zatytułowany „OLAboga” w piśmie „Kulturka” - za przejrzyste i pięknie podane uwagi z debaty na temat OLA, czyli Olsztyńskiego Lata Artystycznego. Słów o tym było w mediach wiele, ale to Pan Zacharewicz zachęcił mnie do zabrania głosu.
Nie uczestniczyłam w debacie, ale śledziłam wszystko, co się w mediach ukazało na ten temat. No i cały czas słucham uważnie otoczenia, nie omijając spotykanych (często z racji mojego miejsca pracy) opinii fachowców spoza bliskiego otoczenia. Zdystansowani do Olsztyna specjaliści z promocji, kreacji marki i eventu, mówią bardzo interesujące rzeczy. Chciałabym podzielić się paroma uwagami, które teraz mam na ten temat.
Z ust olsztyńskich dyskutantów o OLA padają prośby o event. Czyli, że musi być o Olsztynie głośno (pomijam oczywiście „głośność” z powodu afery). A jak głośno, to musi być gwiazda, bo ona nam wszystko załatwi. Teraz stawiam pytanie: Co załatwi gwiazda?
Z gwiazdą w promocji miasta (a chyba do promocji miasta służy OLA, bo organizatorem jest Miejski Dom Kultury - miejski, czyli nie pana dyskutanta X, nie pani dyskutantki Y, ani też zespołu Z) - trzeba ostrożnie. Bo albo promujemy gwiazdę i wtedy gaśnie nasza własna albo budujemy siłę sponsora-organizatora i wtedy gwiazda staje się „dodatkiem” w postaci gościa specjalnego.
I teraz jeśli jednak chcemy mieć tylko gwiazdę, to zastanówmy się nad jej kryterium. Czy gwiazdą jest osoba wokół, której jest po prostu głośno, czy też gwiazdą jest kosztowny zespół z Brytanii, z wieloletnią marką, ale którego obsługa sparaliżuje miasto jak Tour de Pologne i zaangażuje wszystkie możliwości przerobowe organizatora?
I teraz wyobraźmy sobie, że gwiazda przejeżdża. Jeśli będzie to postać głośnej Dody, to nikt nie będzie mówił o Olsztynie, tylko o skandalu, który ona wywoła, by media poświęcały jej uwagę, a przez to jej płyty lepiej się sprzedały, wywiady i koncerty dały się jej gęsto ustawić w kalendarzu, a ona będzie mieć kasę na nowe zabawki. W świadomości ludzi z Polski - a o taką promocję przecież chodzi - raczej nikt nie zapamięta Olsztyna, bo Doda nowy skandalik wywoła w nowym, większym mieście i dla większej tam publiki. Dla wielu takich gwiazd jesteśmy tylko miejscem na trasie. Nie jesteśmy przy tym ani wyjątkowi, ani oryginalni. Letnie gwiazdy zrobią marszrutę po kraju i nikt do nas z Katowic na to nie przyjedzie, gdy miał to osiem razy u siebie. Z Warszawy i Gdańska też nikt nie przyjedzie, bo akurat będzie mieć fajne rzeczy u siebie, a oprócz gwiazdy rzeczy sto do zabawy na ostro czy poetycko, jazzowo czy rockowo, ludowo czy elektronicznie, z fletem poprzecznym czy bębnem z Afryki (do wyboru i koloru). Żaglówki na Mazurach też nikt nie zostawi, by zobaczyć gwiazdę, którą ma wszędzie, bo nie na to brał urlop w tym regionie.
Jeśli będzie to gwiazda formatu światowego, to cóż - przyćmi wszystko, zwłaszcza, że koncert będzie musiała mieć gdzieś w polu. Olsztyn będzie dalekim tłem. Olsztyn też nie ma miejsc do wielkich wydarzeń, a nawet nie ma parkingu na dziesięć tirów, którymi zespół wiezie elementy scenografii i sprzęt.
Jeśli zatem mówimy o gwiazdach, mówmy też o tym.
Czy w związku z tym należy rezygnować z eventów, które jednak zapewnia gwiazda, a nie akurat utalentowany chłopak spod Morąga? Najpierw powiedzmy, jak „żyje” event.
Warto dostrzec, że bardzo często ma krótki żywot. Wielkie bum i koniec. Nowe bum gwiazda robi w nowym miejscu i nas - Olsztyna - już w tym nie ma.
Promocja miasta poprzez OLA musi zatem dawać gwarancje przeżycia, wyjątkowego doświadczenia, jakie oferujemy odbiorom, a nie jedynie gwiazdę, bo to nie załatwia strategii promocji. Rozwiązaniem byłoby już zebranie kilku gwiazd (a każda z nich to ktoś w uprawianej dziedzinie), pracujących na jedno wielkie wydarzenie, realizowane pod jakimś hasłem. Wtedy łączymy obecność wielu gwiazd z naszym hasłem do działania, z którego chcemy być sławni. I tu akurat OLA od strony strategicznej wpisuje się prawie podręcznikowo. Buduje hasło lata w mieście i przez cykliczność zabiega o markę.
W budowie marki ważna jest jednak nie tylko cykliczność, ale też rozpoznawalność. I teraz tak: czy będziemy rozpoznawalni, jeśli wejdziemy na trasę letnich chałtur artystów? W czym jest nasza oryginalność? Jeśli nie ma oryginalności, wyróżnika - nie ma marki. Jak nie ma marki - nici z promocji.
Wśród dyskusji, a właściwie krytyki projektu OLA, słyszę raczej wołania o gwiazdy. Myślę, że to pułapka, jeśli w otoczeniu takich eventów zabraknie prezentacji niszowych. Myślę nawet, że w niszach trzeba szukać wsparcia w budowaniu swej odrębności. Fachowcy od wizerunku miast podają przykład pewnego miasta, które zrezygnowało z tras koncertowych takich zespołów jak Budka Suflera czy Bajm, a postawiło na... Festiwal Zupy i to chwyciło, a przy okazji wypromowało się rzeczy dodatkowe. Nie chcę projektów OLA wrzucać do zupy, ale nieśmiało sugeruję, że krytyka dla imprez z cyklu OLA jest przesadzona. Dotychczasowy projekt wymaga raczej wparcia, a nie utopienia idei w całości, bo pan X czy Y chce zarobić na swoim pomyśle.
Pomysły panów X,Y, Z mogą dołączyć do OLA w formie, która uwzględnia oryginalność. Bo pomyślmy, co na przykład Olsztyn bardziej wyróżni (WYRÓŻNI) - koncert Dody czy mistrzostwa w tańcu na rolkach? Jeśli kogoś rozśmieszyłam porównaniem, to dodam, że parada jamników zrobiła wiele w promocji Krakowa!
W czym jest według mnie największa słabość lata w Olsztynie? W organizacji życia. Bo nuda piszczy nad jeziorami, bo miasto jest wrednie ciasne i nie ma gdzie zaparkować, bo dzieci nie mają co robić, bo miasta nie można zwiedzać z kajaka po Łynie (Łyna to katastrofa - z jednej strony nią chwalimy, z drugiej pozwalamy, by płynąc przez park była składowiskiem złomu), bo zamek ma słabe budżety, by wzmocnić swoje projekty na przykład z duchami o północy, bo mieszkańcom brakuje zwykłej integracji wokół hasła „Olsztyn kocham” czy podobnie, bo znacznie większa część miasta, ta wielkoosiedlowa, jest wypatroszona z życia i urody ( a przydałaby się tam przy głównych ulicach jakaś fabryczka dziwacznych teatrów, recitali, czy jakiegoś tam lepienia garnków, które po poprawkach artysty można zabrać do domu jak cenną, unikatową pamiątkę), bo nie widać tych 11 jezior i lasu ( które Olsztyn czynią atrakcyjnym, ale tylko z lotu ptaka!), bo w Olsztynie nie ma obiektów na duże imprezy, bo Olsztynowi brakuje rozwinięcia centrum poza odcinek Stare Miasto - Alfa, bo nie ma wielkiego pikniku czy grillowiska np. w zakolu Łyny, bo nie ma wypożyczalni z zachętą do ruszenia na trasy rowerowe, bo nawet jest za mało ławeczek i koszy na śmieci i mini zakątków na odpoczynek w deszczu i w słońcu, no i nie ma obiektu trwałego, silnie identyfikującego Olsztyn jak Wieża Eiffla w Paryżu, ani nawet jakiejś porządnej inscenizacji, którą każdy chce sfilmować na pamiątkę lub w niej grać... itp., itd. Atmosferę lata w Olsztynie trzeba budować już mniejszymi, ale konsekwentnymi krokami już w zimie. Efekt braków jest taki, że to właśnie z takiego powodu ludzie latem Olsztyn omijają lub traktują jak krótki przystanek po drodze. Już większą moc przyciągania ma Gietrzwałd - z miejsca cudu zrobiło się doskonałe miejsce do zamieszkania, do otwierania domów gościnnych dla Warszawy, do przyjmowania wycieczek zagranicznych w miejscu dobrej energii i warmińskiego jedzenia o każdej porze roku.
W promocji miasta liczy się wiele działań. Jednym z nich jest wzmocnienie projektu OLA nie tylko o jakąś gwiazdę, która zjedzie z wyjątkowej okazji, ale i o projekty niszowe, z których rodzi się oryginalność. Uwierzmy jednak, że po pierwsze: Olsztyn trzeba promować. Po drugie: Olsztyn musi mieć markę. Po trzecie: gwiazda to za mało. Po czwarte: nie trzeba bać się odlotowych pomysłów. Po piąte: warto przekonywać mieszkańców, że Olsztyn to miasto niezwykłej urody i ludzi życzliwych. Gdynia, mając za sąsiadów zabytkowy i sławny w świecie Gdańsk oraz Sopot z historycznym wręcz miejscem letniego wypoczynku i największych festiwali postawiła na hasło: Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni. Zróbmy coś podobnego. Swary w dotychczasowej wymowie to wsteczny bieg.
Życzę powodzenia w obradach, zwłaszcza że zacne osoby już się w nie zaangażowały.
Bardzo przepraszam te osoby, które miały prawo nie zrozumieć moich intencji. Zapewniam, że Olsztyn kocham.
I jeszcze jedno. Utalentowany chłopak spod Morąga też ściągnie publikę, jeśli wstawi się go w dobrze wypracowany promocyjnie moduł.
Olsztynianka
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)