Z problemem Tatarów Krymskich zetknąłem się po raz pierwszy w końcu lat 90., na forum Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu. Dla tej organizacji, zajmującej się prawami człowieka i rozwojem demokracji, sposób traktowania wszelkich mniejszości, w tym przypadku narodowych, stanowił zawsze jedno z kluczowych kryteriów oceny danego systemu politycznego. Po pewnym czasie Komisja Migracji, Uchodźców i Demografii ZPRE (wówczas nią kierowałem), przygotowała raport o sytuacji tych Tatarów, których łączną liczbę szacuje się na pół miliona, z czego ok. 260 tys. na samym półwyspie (wielkości Sycylii) zamieszkanym obecnie przez 2-milionową ludność.
W roku 2001 zorganizowaliśmy w Jałcie seminarium w całości poświęcone sytuacji tej społeczności, również w kontekście krymskiej autonomii. Wtedy też poznałem Mustafę Dżemilewa - przywódcę Tatarów Krymskich, już deputowanego do Rady Najwyższej Ukrainy, do której wybierany był (z ramienia różnych partii) później 4-krotnie; ostatni raz w październiku 2012 r. z listy Batkiwszcziny (Ojczyzny) Julii Tymoszenko. Ten skromny polityk, w czasach Związku Radzieckiego dysydent, spędził w więzieniu 15 lat. Dzielił dramatyczny los swego narodu. O ile Czeczeni, Ingusze i przedstawiciele innych narodów Kaukazu Północnego, byli (pod zarzutem współpracy z Niemcami) zesłani przez Stalina głównie do Kazachstanu, to Tatarzy Krymscy - przede wszystkim do Uzbekistanu. Tam też w 1944 r. trafił z rodziną Dżemilew, który wrócił - jak wielu jego rodaków - dopiero za rządów Gorbaczowa na Krym i osiedlił się w legendarnym Bachczysaraju. Ale w Uzbekistanie nadal mieszka ok. 150 tys. Tatarów.
Mustafa Dżemilew został właśnie pierwszym laureatem nagrody Solidarności, która zostanie Mu wręczona 3 czerwca br. - w przeddzień 25-ej rocznicy demokratycznych wyborów do polskiego Senatu (i częściowo demokratycznych do Sejmu), co było rezultatem uzgodnień przy Okrągłym Stole. To nagroda w pełni zasłużona, choć jak pisał Walter Scott „Czyn jako cnota sam w sobie mieści nagrodę”. Pewne wątpliwości budzić może jedynie fakt wysokości tej nagrody - aż 1 mln euro (przy czym tylko część otrzymuje „do ręki” sam laureat).
Jednak los 70-letniego Dżemilewa kolejny raz nie oszczędził. Nominalnie jest wciąż deputowanym ukraińskim i członkiem delegacji tego kraju do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, ale w praktyce - po aneksji Krymu przez Rosję - nie został wpuszczony na półwysep. Czy i kiedy będzie mógł wrócić na Krym - tego chyba dziś nikt nie wie, w niezwykle skomplikowanej sytuacji na Ukrainie i wokół niej. Tego powrotu Panu Mustafie należy życzyć nade wszystko !
Tadeusz Iwiński