Mariusz Kowalewski
Z Mariuszem Kowalewskim rozmawiałem dzień przed zatrzymaniem Czesława Małkowskiego, gdy prezydent gorąco zaprzeczał oskarżeniom urzędniczek ratusza. Od tamtej pory wydarzenia zweryfikowały te zapewnienia, ale rozmowa pozostaje aktualna.
Czy dzisiejszy stan rzeczy pozwala Ci ujawnić, skąd zaczerpnąłeś inspirację do opisania seksualnego skandalu w ratuszu? Pojawiają się gdzieś w tle przeciwnicy polityczni czy gospodarczy prezydenta?- To co mówił wczoraj prezydent w „Opiniach” i „Uwadze”, co pokazywał w teczce, jakieś nazwiska ludzi z jakiegoś stowarzyszenia „Olsztyn bez Małkowskiego” czy „Olsztyn bez Cenzora”, to jest po prostu śmiech na sali. Bo już tłumaczyłem publicznie, jak ten tekst („Skandal w magistracie” z 21 stycznia br. - przyp. red.) powstawał. We wrześniu 2007 roku w Olsztynie było kilku oficerów CBŚ z Komendy Głównej Policji. Oni przyjechali tutaj, żeby zrobić rekonesans, czy zarzucane Małkowskiemu czyny mogą mieć potwierdzenie w faktach. Ich wtedy interesowały sprawy gospodarcze, ale zdobyli informacje o tym, co działo się w ratuszu za zamkniętymi drzwiami, a szczególnie w gabinecie pana prezydenta. Więc z kim rozmawiali ci oficerowie? Na pewno nie był to nikt z tego komitetu „Olsztyn bez Cenzora”.
- Rozmawiali z urzędniczkami, które miały być molestowane?
- Oni mieli wtedy informacje o kobietach, które warto przesłuchać, spytać o te sprawy, porozmawiać. Ja te nazwiska zdobyłem i udało mi się do tych kobiet dotrzeć. Tak powstał ten pierwszy tekst „Skandal w magistracie”, chociaż najtrudniej było przekonać te kobiety do mówienia. Bo to jest sprawa intymna, najbardziej skrywana. Inspiracji więc żadnej nie było, tym bardziej, że każdy z dziennikarzy przyzna, że o tym coś słyszał. Ale myśmy nie dawali wiary, że coś takiego może się dziać, to się nie mieściło w głowie. Ale od kiedy w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst „Praca za seks”, stało się jasne, że takie rzeczy są możliwe.
- Nie naciskam na ujawnienie kuchni dziennikarskiej, ale możesz powiedzieć, jak te kobiety reagowały na Twoje dociekania w tak delikatnej materii?- Niektóre nazwiska się nie potwierdziły, pomieszane były nazwiska poszkodowanych i tych, które udzielały informacji. Po weryfikacji dotarłem do naszej głównej bohaterki, z którą rozmawiałem kilkakrotnie, zanim cała rozmowa została nagrana i powstał tekst. Za każdym razem sprawdzałem wszystko, co mówiła i miało to jakieś potwierdzenie w faktach, inne osoby potwierdzały pewne zdarzenia, więc zweryfikowaliśmy dane na tyle, na ile mogliśmy. A dziennikarz nie ma takich możliwości jak prokuratura, która np. posiada billingi, na podstawie których można te informacje zweryfikować. Bo można się zapytać, po co pan Małkowski o 22.30 dzwonił do urzędniczki, kiedy jego żona była w sanatorium?
- Ale z opublikowanych nagrań głównej bohaterki Twego tekstu wynika, że ona nagrywała Małkowskiego, aby się na nim zemścić?- Ja wiem, jak powstały nagrania, ale nie jest upoważniony tego ujawnić.
- Ale były to celowe nagrania?- Nie chcę wnikać, czy to była zemsta. Jeśli ona przez lata była wykorzystywana, była szykanowana, poniewierana, więc czy tu można mówić o zemście? Może po prostu w końcu nabrała odwagi, coś w niej pękło? Bo jak ja z nią rozmawiałem, to kilkakrotnie się rozpłakała, o kilku sprawach w ogóle nie chciała mówić... Zapewniłem ją, że jej nazwiska nie podam i będzie mogła autoryzować wszystkie swoje wypowiedzi. Nagranie jej opowieści trwa ponad dwie godziny, a myśmy wybrali zaledwie kilka wątków.
- Czyli masz takie wewnętrzne przekonanie, co w naszej robocie ważne, że jej wyznania są prawdziwe, wiarygodne?- To nie jest tylko ona! W prokuraturze jest więcej kobiet, jest ich długa lista i to nie jest wcale sprawa jednostkowa. Pracujemy nad kolejnymi materiałami, które niebawem ujrzą światło dzienne.
- A czy sądzisz, że prokuratura postawi zarzuty Małkowskiemu?- Prokuratura ma cztery wnioski o ściganie; dwa razy o usiłowanie gwałtu, raz o molestowanie i raz o gwałt.
- W niektórych środowiskach panuje przeświadczenie, zwłaszcza u ludzi starszych, że „szkoda tego Małkowskiego” jako człowieka. Tobie go nie żal?- A tych kobiet nie szkoda? Ja w trakcie zbierania tych materiałów też miałem wątpliwości. Ale kiedy rozmawiałem o tym ze swoją koleżanką, a także ze swoją żoną, to one też mnie pytały: „A tych poniewieranych kobiet ci nie szkoda? Jeśli masz przeświadczenie, że mówią prawdę, musisz o tym napisać”. Może w momencie publikacji nie mieliśmy takiej 100-procentowej pewności, ale wiedzieliśmy, że działamy w słusznej sprawie i opisujemy to, co się w ratuszu działo. Zresztą już teraz potwierdzają to zeznania. Kobiety, które nam o tym opowiedziały, zeznawały w prokuraturze i „jota w jotę” potwierdziły to, co powiedziały nam przed pierwszymi tekstami.
- Nie boisz się jednak, że jeśli prezydent wyjdzie z tej afery na czysto, to zażąda od Ciebie 1 milion złotych za zniesławienie, jak podobno rozgłasza wśród znajomych?- Ale za co? Pan prezydent miał szansę się wypowiedzieć, bo chciałem z nim porozmawiać. Kiedy w piątek, dwa dni przed publikacją pierwszego tekstu, byłem w ratuszu, uciekł przede mną! Kiedy dzwoniłem, odłożył słuchawkę. Toż pan prezydent sam sobie zamknął drogę do wypowiedzi w tym artykule, bo powiedzenie do dziennikarza „Dzień dobry i do widzenia” to nie jest żadna wypowiedź. Mogłem się z nim spotkać, rozmawiać z nim dwie godziny, dwa dni, trzy dni... On sam nie chciał.
- Ale w ostatnich dniach bardzo się uaktywnił, wszystkiemu zaprzecza, powtarza o swojej niewinności, jakimś spisku politycznym... Co to może znaczyć?- Nie wiem, w jakim kierunku idzie pan prezydent, bo nie jestem jego doradcą. Ale zauważyłem jedną rzecz: najpierw mówił, że nie molestował, później, że nie gwałcił, później, że tylko nie gwałcił, potem, że nie gwałcił i nie molestował, wczoraj wyciągnął jakąś teczkę z jakimiś nazwiskami, dzisiaj mówi, że nie wie, kto za tym stoi... Gdzie tu logika?
- Redakcja „Rzeczpospolitej” chyba cieszy się z takiego rezonansu?- Redakcja bardzo pomogła mi przy tym materiale, pilotowała, gdy nad nim długo pracowaliśmy, tekst był analizowany przez najważniejsze osoby w redakcji. Decyzję o publikacji podjęło kolegium uznając, że trzeba pokazać, co się dzieje w Olsztynie.
Marek Książek/Extra Sukces******
Już po zatrzymaniu Czesława Małkowskiego zapytałem Mariusza, czy spodziewał się tego?
- Spodziewałem się zatrzymania, ale za sprawy gospodarcze, a nie za gwałt i to nawet dla mnie było pewnym zaskoczeniem.