Dakar 2014 (fot. www.holek.pl)
Miała być walka o czołowe lokaty, a na razie jest pech, który olsztyńskiego kierowcę prześladuje niemal na każdym etapie tegorocznego Dakaru.
Dwa lata temu Krzysztof Hołowczyc wygrał swój pierwszy etap na Dakarze. To rozbudziło apetyty i kibiców, i samego kierowcy. Kiedy wyjeżdżał do Ameryki przed rokiem, każdy po cichu myślał o pierwszym podium na mecie rajdu, a nawet o jego najwyższym stopniu. Marzenia zweryfikowały miejscowe bezdroża. Po dość poważnym wypadku na trzecim etapie Hołek trafił do szpitala. W ten sposób zakończył udział w edycji 2013.
Nic więc dziwnego, że ambitny rajdowiec na tegoroczny Dakar pojechał jeszcze bardziej zdeterminowany. Jednak już od początku olsztynianin nie może narzekać na brak problemów. Błędy w nawigacji, przebite opony, a teraz problemy techniczne auta. Jak dotąd Hołkowi udało się zająć drugie miejsce na jednym z etapów. Pozostałych do udanych nie zaliczy.
Czarę goryczy przelał jednak wczorajszy odcinek specjalny. Hołowczyc stracił do zwycięzcy grubo ponad godzinę, a jego czas znalazł się dopiero w trzeciej trzydziestce. Ostatecznie po uznaniu protestów części załóg, wylądował na 18. miejscu. Lepsi byli inni polscy kierowcy. Adam Małysz odniósł życiowy sukces dojeżdżając z ósmym czasem. Po protestach, Małysza umiejscowiono na piątej lokacie! Kolejny w stawce był Marek Dąbrowski. Dobrze pojechał też Martin Kaczmarski, uczeń Hołowczyca. On jednak stracił na decyzjach organizatorów. Pomimo, iż dojechał zaraz za pierwszą dziesiątką, ukarano go za ominięcie punktu kontrolnego. Zajął w efekcie 24. miejsce.
Słaby wynik olsztyńskiego kierowcy przyczynił się do spadku w klasyfikacji generalnej rajdu. Teraz Hołowczyc zamyka pierwszą dziesiątkę. Siódmy jest za to Dąbrowski. Małysz jest tuż za Hołkiem.
- Trasa była mordercza, naszpikowana ogromnymi dziurami. Już na początku dnia w takiej dziurze złapaliśmy kapcia i wyprzedził nas Poulter. Długi czas jechaliśmy w kurzu za jego Toyotą, która w pewnym momencie popsuła się. Dogonił nas wtedy Terranova, ale nie daliśmy się wyprzedzić i tak zakończyliśmy pierwszą część etapu, jadąc bardzo dobrym tempem. W drugiej części, po długim okresie szybkiej jazdy, znów wpadliśmy w ogromną dziurę i złapaliśmy ponownie kapcia, wtedy wyprzedził nas Terranova. Długo jechaliśmy za nim i zbliżyliśmy się do Naniego Romy, który miał kłopoty nawigacyjne. W pewnym momencie nasze 3 Mini pojechały w złą stronę i musieliśmy sporo wracać. Po drodze kolejna wielka dziura i kolejny kapeć. Zostaliśmy poza trasą i bez zapasu. Od tego momentu zdecydowanie zwolniłem, żeby tylko dojechać do mety. Jechaliśmy bardzo szerokimi przestrzeniami, pokonywaliśmy rozległe na 5 km rzeczne rozlewiska i gdybyśmy gdzieś stanęli to prawdopodobnie nikt nie byłby w stanie udzielić nam pomocy, choćby pożyczając zapasowe koło. Gdy do mety pozostało 20 km znowu przyśpieszyłem, bo wiedziałem, że najwyżej dojadę na samej feldze. Niestety skończyło się na 45 minutowej stracie - podsumował środowy etap Hołowczyc.
Wczorajszego ścigania, do piątkowego poranka olsztynian nie skomentował.