Znakomity wykładowca, wspaniały pedagog, dociekliwy historyk i utalentowany autor dzieł naukowych i setek publikacji, życzliwy, ciepły i dowcipny człowiek, świetny gawędziarz oraz niestrudzony kompan podczas niespiesznych rozmów nie tylko naukowych - oto cechy, jakimi obdarzono niedawno zmarłego prof. Jana Sobczaka podczas wieczoru poświęconego Jego pamięci.
Profesor zmarł nagle 8 sierpnia br. w swoim domu na olsztyńskich Jarotach. Pozostawił w żalu małżonkę Irenę oraz wielu przyjaciół, kolegów i znajomych, głównie z olsztyńskiego środowiska naukowego. I to oni we wtorek (19.11) spotkali się w kortowskim Baccalarium na UWM, by wspomnieć legendarnego Profesora na poważnie, ale i w anegdocie.
W spotkaniu wzięła udział Irena Sobczak, która towarzyszyła mężowi kilkadziesiąt lat, zarówno w Warszawie, gdzie pracował naukowo, jak i w Moskwie, gdzie w archiwum prowadził kwerendę dokumentów dotyczących cara Mikołaja II, o którym potem napisał biografię. I także w Olsztynie, dokąd przybył z początkiem polskich przemian ustrojowych i tu został do ostatnich chwil swego życia.
Zapraszając do wspominek, prof. Witold Gieszczyński, redaktor naczelny rocznika „Echa Przeszłości”, podkreślił, że mowa będzie o człowieku nietuzinkowym, obrosłym legendą, którego spotkanie w takim gronie pewnie by ucieszyło. Zaraz też odczytał wspomnienia prof. Marka Jabłonowskiego, który osobiście nie mógł przybyć na wieczornicę. I który żałował, że Janek po napisaniu „Mikołaja II” nie zdążył opublikować biografii Aleksandra III.
Ostatni raz prof. Norbert Kasparek z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych UWM rozmawiał z Profesorem 22 lipca tego roku. W kręgu przyjaciół Jan Sobczak znany był ze swego dowcipu, stąd wspólnie z nimi „obchodził” tzw. zapomniane rocznice - z okazji 1 maja, 22 lipca czy 7 listopada składali sobie wymyślne życzenia. Niezależnie od poglądów politycznych, bo choć On wyznawał lewicowe, był szanowany przez ludzi prawicy.
- Gdzieś na początku 1994 roku na Radzie Wydziału Humanistycznego, niemrawej i ... nudnawej pojawił się niemłody, ruchliwy, wiecznie gadatliwy, łobuzersko uśmiechnięty człowiek, z bródką przyciętą à la Mikołaj II. I mimo że był pierwszy raz, kilkakrotnie bardzo sensownie się odezwał, jakby był w tym gronie od lat. Uderzyła mnie barokowa polszczyzna, ale i precyzja wywodów - wspominał prof. Kasparek. Potem dodał, że Profesor lubił gadać, choć przyjemnie się go słuchało. Imponował wiedzą i taktem. Był doświadczonym historykiem, erudytą, ostrożnym w sądach, nawet tam, gdzie dokumentował je faktami.
- W 2000 roku otrzymał tytuł profesora, wręczony przez prezydenta, o którym niekiedy cierpko pisał w swoim dzienniku. Rok później, po odejściu dotychczasowego dyrektora prof. Sławomira Kalembki do Torunia, został dyrektorem Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych - dodał prof. Kasparek, jeden z tzw. Grupy Sobczaka, który w imieniu olsztyńskiego środowiska żegnał Go podczas pogrzebu na cmentarzu wolskim w Warszawie. Bo po śmierci wrócił do stolicy, której - jak zauważył Norbert Kasparek - trochę mu za życia w Olsztynie brakowało.
Do grona najbliższych przyjaciół z kręgów naukowych należał także prof. Dariusz Radziwiłłowicz, który na spotkaniu w Baccalarium wspominał o prof. Sobczaku jako człowieku, który posiadał umiejętność łagodzenia konfliktów i zawsze pomagał innym w trudnych sytuacjach.
O Profesorze wypowiadali się także inni pracownicy UWM: Danuta Jamiołkowska, Eryka Białłowicz, Zygmunt Zalewski, Cezary Nałęcz i dr Andrzej Korytko, który rzucił pomysł, aby jedną z sal Wydziału Humanistycznego UWM nazwać imieniem prof. Jana Sobczaka. Taka propozycja ma być ponowiona oficjalnie. Także dlatego, że - jak dodał Witold Gieszczyński - okres olsztyński w życiu Profesora był zdecydowanie najlepszy. To właśnie w mieście nad Łyną wydał największe dzieła swego życia, w tym biografię Mikołaja II.
Na zakończenie spotkania miała zabrać głos wdowa po prof. Janie Sobczaku. Ale wzruszona doznanymi emocjami zrezygnowała z wystąpienia.
Z D J Ę C I A