Co działo się w ciągu minionego stulecia na lotnisku w Dajtkach, jak toczyła się jego historia za czasów niemieckich, co znaleziono tam po wojnie, kim byli pierwsi piloci oraz czym zajmuje Aeroklub Warmińsko-Mazurski - możemy przeczytać w pięknie wydanym albumie „Olsztyńskie skrzydła” autorstwa Henryka Leśniowskiego.
Oficjalna promocja wydawnictwa z okazji 100-lecia lotniska w Dajtkach odbyła się w tym historycznym miejscu 31 sierpnia br. Podczas pikniku lotniczego album prezentował autor, historyk i dziennikarz Henryk Leśniowski w towarzystwie Tomasza Śrutkowskiego, właściciela wydawnictwa Edytor WERS oraz Aleksandra Jarmołkowicza, prezesa AWM, z inicjatywy którego to dzieło powstało. Jak przyznali autorzy, najwięcej problemów przy wydaniu albumu przysporzyło zebranie materiałów, przede wszystkim fotograficznych.
Rezultat dwuletniej pracy jest jednak imponujący. W pierwszym rzędzie poznajemy dzieje olsztyńskiego lotniska, które mogłyby zacząć się już w 1910 roku, gdyby pierwszy cywilny samolot bezpiecznie wylądował na łące w Dajtkach. Niestety, uległ wypadkowi, dlatego przyjęto, że pierwsze bezawaryjne lądowanie odbyło się tam 18 kwietnia 1913 roku. Nie wiadomo tylko, kto do Allenstein przyleciał i na jakiej maszynie. Ale jeszcze tego samego roku odbyły się w Dajtkach zawody lotnicze.
W początkach lat 30-tych ubiegłego wieku władze Prus Wschodnich miały nadzieję na utworzenie linii powietrznej Królewiec-Olsztyn-Warszawa-Wrocław. Dlatego wybudowano nowe obiekty, w tym hangar i salę odpraw pasażerów. Władze Rzeszy nakazały jednak zerwać kontakty z Polską, a pozostało tylko połączenie oficjalne Berlin-Warszawa. Jak z tego wynika, już wtedy nasze miasto nie miało szczęścia do połączeń komunikacyjnych.
Po wojnie na zbombardowanym lotnisku w Dajtkach pierwsi osadnicy znaleźli montownię i modelarnię szybowców. Mógł to więc być zalążek aeroklubu, ale znów na drodze stanęła stolica, tym razem nowego państwa polskiego. Dowiedziawszy się o znalezisku Warszawa przejęła sprzęt i zastrzegła sobie decyzje co do jego dalszych losów. Ale pasjonaci lotnictwa się nie poddali i wkrótce powstał Aeroklub Olsztyński (przemianowany potem na Aeroklub Warmińsko-Mazurski), a pod jego szyldem sekcje samolotowa, szybowcowa, modelarska, spadochronowa i z czasem zagościło tam Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Co ciekawe, tuż po wojnie prawie uruchomiono połączenie lotnicze z Olsztyna do Warszawy i Gdańska. Na start i lądowanie dużych statków powietrznych lotnisko było za małe, ale Dajtki miały przyjmować 5-osobowe samoloty. Olsztynianie już widzieli je oczyma wyobraźni, ale skończyło się na marzeniach, bo wyszło jak zawsze.
Album ma kilka walorów, wśród których warto wyróżnić świetnie napisany tekst, ozdobiony unikalną dokumentacją fotograficzną, zebraną z różnych źródeł, w tym od wielu ludzi dobrej woli, a także rozdział pt. „Portrety”. Dzięki temu poznajemy dzieje lotniska, ale i niezwykłe sylwetki pasjonatów lotnictwa, np. Lecha Dunajewskiego, Władysława Sitarskiego czy Tadeusza Gowkielewicza. Oprócz tego zamieszczono indeks nazwisk osób związanych z AWM - zajmujący aż siedem stron drobnym drukiem. Znajdziemy tam wielu znajomych.
Całe szczęście, że trafiła się okazja, aby udokumentować dzieje tej ważnej części Olsztyna. Inaczej tego albumu pewnie byśmy nie doczekali. Aby ocenić jego walory, trzeba obejrzeć oryginał.
Z D J Ę C I A