Prokuratura Okręgowa w Białymstoku przesłała do olsztyńskiego ratusza pismo, w którym prosi o przesłanie teczek personalnych urzędniczek występujących jako świadkowie w słynnej sprawie o molestowanie.
Jest to kolejny dziwny przypadek w całym łańcuszku zdarzeń składających się na tzw. seksaferę w ratuszu. Przypomnijmy, że skandal po raz pierwszy 21 stycznia opisała „Rzeczpospolita”.
Ten ostatni również ujawnił red. Mariusz Kowalewski. Dzisiaj opublikował on w „Rz”, że białostocka prokuratura (mimowolnie?) przesłała na adres sekretarza miasta Olsztyn wykaz nazwisk urzędniczek prosząc o przekazanie ich teczek.
-
Nie trzeba było się mocno nagłówkować, by się domyśleć, że chodzi o seksaferę. Wszystkie media trąbiły, że zajął się tym Białystok - gazeta cytuje słowa jednego z urzędników.
Sęk w tym, że w olsztyńskim ratuszu obecnie nie ma sekretarza miasta i pismo z nazwiskami kobiet trafiło do prezydenta Olsztyna Czesława Małkowskiego, oskarżanego przez te kobiety o molestowanie, a przez jedną nawet o gwałt.
-
Pismo to było zaadresowane ogólnie, na Urząd Miasta, dlatego dotarło do kancelarii ogólnej. Tam je zeskanowano i przekazano prezydentowi do zadekretowania - przyznała Aneta Szpaderska, rzecznik prezydenta.
On sam przed kamerą TVP 3 też potwierdził, że przeczytał pismo, w którym prokuratura prosi o przekazanie teczek personalnych urzędniczek.
-
Działamy zgodne z procedurą - przyznał Adam Kozub, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku. -
Pismo przesłaliśmy na ręce sekretarza miasta, którego obowiązuje tajemnica służbowa.
Ostro tę wpadkę prokuratorów ocenia prof. Marian Filar, karnista z UMK w Toruniu: -
Tak było na Dzikim Zachodzie, gdzie kowboj strzelał, a później się zastanawiał, co zrobić.Krytycznie podchodzi do tego także poseł Jolanta Szczypińska z PiS, która na konferencji prasowej wyraziła wątpliwość, czy w tej sytuacji molestowane kobiety zechcą zgłaszać takie przypadki prokuraturze.