Kiedy Marcelina Chodyniecka-Kuberska obejmowała stanowisko asystenta prezydenta do spraw estetyzacji miasta, by stworzyć Program Estetyzacji Miasta dla Olsztyna, zapewne nie spodziewała się, że wprowadzane przez nią niektóre zmiany, mające z założenia służyć poprawie wizerunku tkanki miejskiej, zostaną przez część mieszkańców stolicy Warmii i Mazur oraz przedsiębiorców wykorzystane, aby tę tkankę oszpecić. Bo jak inaczej można określić konsekwencje procederu, który nagminnie od lat trwa i stale się rozprzestrzenia, przybierając przy tym coraz ostrzejszą formę (jego przykłady prezentujemy na zdjęciach ilustrujących ten artykuł)?
Mowa tu oczywiście o wszędobylskiej reklamie, która z billboardów i słupów ogłoszeniowych zawędrowała na przystanki autobusowe, latarnie, budki telefoniczne, zamontowane przed budynkami skrzynki gazowe i elektryczne, a od pewnego czasu pojawia się nawet na rynnach i miejskich śmietnikach(!) w centrum Olsztyna, które miały zdobić, a skończyły jako darmowe słupy reklamowe...I nic nie pomagają próby czyszczenia tych miejsc przez ekipy sprzątające, ponieważ w miejsce zerwanych reklam co rusz pojawiają się kolejne, a jeśli nawet plakatujący i naklejający (względnie rysujący) przeoczą na parę dni „wolne miejsce”, to i tak szpecą je ślady kleju czy taśmy. A te bardzo trudno usunąć (nie wspominając nawet o „radosnej twórczości” pseudograficiarzy, którym od zawsze brakuje miejsca na „artystyczne” wyżycie się).
Nie da się ukryć, że w takim postępowaniu przodują, szczególnie na Starym Mieście, przedsiębiorcy prowadzący kluby muzyczne i puby, którzy w ten sposób prawie za darmo (pomijając koszty wydrukowania plakatów i taśmy klejącej, względnie kleju) zapraszają na wydarzenia kulturalne i muzyczne, mające mieć miejsce w ich przybytkach. Jednak nawet mało wprawne oko przechodnia zauważy, że w ten niechlubny sposób reklamują się również kluby sportowe, a nawet salony kosmetyczne(!).
Wiadomo - czasy ciężkie, środki się kurczą, a utrzymać się na rynku trzeba. Jednak, naszym zdaniem, szanujący się przedsiębiorca, klub czy inny podmiot powinien mieć szacunek do miasta, dzięki mieszkańcom którego może się utrzymać i nie niszczyć przestrzeni, w której potencjalny klient żyje. A jeśli to do niego nie przemawia, to może chociaż niech szanuje swoją pracę i dobrą markę. Kto bowiem przyjdzie do salonu, który reklamuje się na śmietnikach? W tym wypadku mało której osobie nie skojarzy się ten fakt negatywnie...
Drodzy reklamujący, plakatujący, naklejający, względnie rysujący, zastanówcie się nad inną formą informowania o swoich przedsięwzięciach. Chęć wypromowania, zarobienia, zaistnienia czy zaoszczędzenia nie uprawnia was do tego, żeby bezkarnie szpecić miasto. Pamiętajcie o tym, że każdy kij ma dwa końce i taki sposób reklamowania się prędzej czy później obróci się przeciwko wam.
Reklama dźwignią handlu? Taka, jaką widać na zaprezentowanych przez nas zdjęciach, nadaje się tylko do kosza.
Z D J Ę C I A