MPK swoje, pasażerowie swoje. Tak w skrócie można podsumować kwestię wykorzystania niskopodłogowych pojazdów w taborze olsztyńskiego przewoźnika.
Całkiem niedawno spotkaliśmy się z opinią jednej z pasażerek MPK, zgodnie z którą część kierowców nie wykorzystuje atutu niskopodłogowych pojazdów. Chodzi o ułatwienie wejścia i wyjścia z pojazdu z wózkiem dziecięcym bądź na wózku inwalidzkim. Zdaniem naszej rozmówczyni, kierowcy nie reagują na wciskanie przycisku znajdującego się w pojeździe i często nie obniżają też pojazdu w przypadku, gdy ktoś chce do niego wsiąść.
O przyczynę takiego stanu rzeczy zapytaliśmy u źródła. W MPK twierdzą jednak, że do takich sytuacji nie dochodzi, bo jeśli kierowca ma możliwość obniżenia autobusu, to z pewnością tego dokonuje.
- Niestety, nie wszystkie autobusy niskopodłogowe wyposażone są w funkcję tzw. przyklęku. Te, które ją posiadają, oznaczone są piktogramem „osoby niepełnosprawne” - wyjaśnia Przemysław Kaperzyński, rzecznik MPK.
Trudno zatem znaleźć sens oznaczania kursów takich pojazdów literką N w rozkładzie jazdy. To, że pojazd jest niskopodłogowy, a nie jest wyposażony w dodatkową funkcję, wcale nie ułatwia wejścia do autobusu.
Pasażerów, którzy korzystają z wózków inwalidzkich lub jeżdżą autobusami z wózkami dziecięcymi drażni też fakt odległości zatrzymywanego pojazdu od krawężnika w zatoce.
- Często spotykam się z sytuacją, gdy kierowca zatrzymuje się jakieś 30-40 cm od krawężnika. Nawet jeśli autobus jest niskopodwoziowy, ciężko przemierzyć taką odległość z wózkiem - mówi pani Aneta, matka 1,5-rocznego Adasia.
Rzecznik MPK broni jednak kierowców.
- Do tej pory nie otrzymywaliśmy sygnałów o problemach w tym względzie. Pragnę też uspokoić i zapewnić, że nasi kierowcy są doinformowani i doszkoleni w tym temacie - mówi Kaperzyński.