Po raz kolejny do Olsztyna przyjechał pisarz, polityk, dyplomata i dziennikarz-korespondent Marek Orzechowski. Tym razem na spotkaniu (24.09) z czytelnikami w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej promował swą najnowszą książkę „Zdarzyło się w Berlinie. Polak patrzy na mur”. To pierwsza taka prezentacja na polskim rynku wydawniczym, będąca relacją naocznego świadka z upadku Muru Berlińskiego.
-
Tę opowieść czyta się momentami jak thriller polityczny - rozpoczęła spotkanie z pisarzem Ewa Zdrojkowska. -
Ta historia naprawdę zdarzyła się w Berlinie. Wieczorem 9 listopada 1989 padł Mur Berliński, a ten upadek uruchomił nieprawdopodobny ciąg wydarzeń. W zaledwie trzysta dwadzieścia dziewięć dni zjednoczyły się Niemcy, zakończyła się zimna wojny między Wschodem a Zachodem, a powojenny podział Europy na dwie strefy wpływów został ostatecznie przezwyciężony i wyłonił się nowy europejski porządek.Ta osobista relacja jest niezwykła, bo opisuje zdarzenia zza zachodniej strony muru pisane na żywo i z dystansu - ponad 20 lat później. Marek Orzechowski pokazuje zdarzenia na szerszym tle - od konsekwencji powojennej polityki zwycięskich mocarstw poczynając, po przemiany w samym ZSRR i całym bloku wschodnim. Ujawnia przy tym nieznane fakty z okresu budowy Muru Berlińskiego oraz działania policji politycznej Stasi. Trudny proces jednoczenia się Niemiec oraz związaną z nim gigantyczną operację logistyczną opisuje krok po kroku.
Marek Orzechowski do 1999 roku był korespondentem Głosu Ameryki w Bonn, a także Panoramy TVP i później, do sierpnia 2006 - TVP w Brukseli. Jest Laureatem Europejskiego Ekranu 2003. Jest autorem bardzo wielu publikacji, reportaży (w tym z wojny na Bałkanach), licznych wywiadów z czołowymi politykami Europy, a także książek „Projekt Rozszerzenie. Jak Polska wchodziła do Unii. Nieznane kulisy rozszerzenia”, napisanej wspólnie z Günterem Verheugenem, oraz „Belgijskiej melancholii”.
-
Nigdy nie myślałem, kiedy padał Mur Berliński, że kiedyś napiszę o tym książkę - mówi Marek Orzechowski. -
Jednak nie znaczy to, że nie zbierałem wrażeń, nie robiłem notatek. Te były później pomocne w pisaniu książki. Byłem tego świadkiem. Sam byłem na murze.W książce znalazły się historie prawdziwych bohaterów wydarzeń, m.in. Konrada Schumanna, żołnierza z NRD, którego zdjęcie jak przeskakuje zasieki pierwotnego muru i ucieka na Zachód, obiegły na początku lat 60. cały świat. Jest też historia Ericha Honnekera, Eriki Steinbach i Helmuta Kolha.
Marek Orzechowski stwierdził, że nasi politycy w swym podejściu do kwestii zjednoczeniowych nieco przegapili sprawy, krytykując poczynania Niemców i ich wolę zjednoczenia się.
-
Dzisiejszą receptą na życie jest żyć z honorem, a nie umierać za życie - stwierdza zauważając, że nacjonalizm polski często kieruje się pasją wymachiwania szabelką. Jego zdaniem triumf pod Grunwaldem był zwycięstwem wschodnich barbarzyńców nad cywilizowaną zachodnią Europą. -
W całej historii Zakonu Krzyżackiego było tylko kilkuset zakonników. Reszta to przedstawiciele zachodniego rycerstwa. Losy Polski zapewne by się potoczyły inaczej, gdyby nie bitwa grunwaldzka.Marek Orzechowski uważa też, że szydzenie i kpienie z Unii Europejskiej jest nie na miejscu, bo to co ona oferuje ( zapewnienie bezpieczeństwa) jest fundamentem współczesnej Europy.
Na koniec autor zauważył z humorem, że pracowici Niemcy swoją rewolucję urządzili po fajrancie.
-
Podatnik niemiecki nie płacił za koszty niemieckiej rewolucji - powiedział. -
Wszystkie demonstracje, w tym zajęcie siedziby Stasi, urządzane były po godzinie 18. Tak więc śmiało można stwierdzić, że komunizm niemiecki padł po fajrancie.
Z D J Ę C I A