Pierwszy polski laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, piszący pod pseudonimem „Litwos”, był nie tylko płodnym autorem i pokrzepicielem serc, lecz także wnikliwym obserwatorem życia politycznego, a nawet działaczem społecznym. Należał przecież m.in. do współtwórców Kasy im. Mianowskiego. Gdy słuchałem więc konferencji prasowej premiera Tuska, który odnosił się do - obrosłej już wieloma wątkami - sprawy firmy Amber Gold, do stworzonej przez nią i już upadłej linii lotniczej OLT Express oraz do roli odgrywanej przez jego syna, to przypomniałem sobie plastyczne powiedzenie Sienkiewicza, że „państwa są jak dywany: wymagają od czasu do czasu przetrzepania”. Kluczowe więc wydaje się pytanie, biorąc dodatkowo pod uwagę nienajlepsze prognozy dla Polski na najbliższą przyszłość - także w kontekście zbliżającego się prawdopodobnie kryzysu, czy ta sprawa (w połączeniu z ujawnionymi „taśmami Serafina”) dowodzi właśnie potrzeby, po 5 latach rządów koalicji PO-PSL, takiego „przetrzepania” naszego państwa, a jeśli tak, to na czym miałoby ono polegać?
Udzielam na to pytanie odpowiedzi twierdzącej. Moim zdaniem chodzi głównie o dwa obszary. Po pierwsze - o przestrzeganie prawa (wraz z eliminacją istniejących luk prawnych) i o właściwą kontrolę rozmaitych organów władzy. Po drugie - o ustanowienie właściwych proporcji, w gospodarce i życiu społecznym, między rolą rynku i rolą państwa. Ta ostatnia bowiem, szczególnie w aspekcie regulacyjnym, jest zdecydowania osłabiona, podczas gdy ów brak równowagi powoduje, że nad Wisłą, to ludzie służą rynkom, a nie rynki ludziom.
Wielokrotnie (w tym w parlamencie) prezentowałem opinię, że od lat nie jest przestrzegany de facto art. 95 konstytucji jasno stwierdzający, że „Sejm sprawuje kontrolę nad działalnością Rady Ministrów”. I ten proces się pogłębia. A wystarczy przyjrzeć się funkcjonowaniu Bundestagu, aby dowiedzieć się, jak powinien wyglądać w praktyce system parlamentarno-gabinetowy. To pośrednio przekłada się na poziom samorządów - nierzadko na samowolę marszałków województw, starostów, prezydentów i burmistrzów miast i mogę przytaczać też przykłady sytuacji na najniższym poziomie, gdy przewodniczący Rady Gminy zwołuje sesje, a wójt odmawia w nich uczestnictwa! Z tym związane są m.in. patologie związane z obsadą stanowisk w spółkach skarbu państwa i spółkach samorządowych.
Drugim obszarem sprzyjającym takim i innym patologiom są praktyczne relacje: rynek - państwo. Otóż Donald Tusk i jego środowisko zawsze opowiadali się za radykalnym zmniejszeniem roli państwa. Hołdowanie koncepcjom neoliberalnym, co wywodzi się od czasu Leszka Balcerowicza, w ciągu minionych kilku lat wyraźnie się nasiliło. Faktycznie zapomniano o opiekuńczej funkcji państwa na rzecz prymitywnego urynkowiania wielu dziedzin, w tym tak wrażliwych społecznie, jak służba zdrowia, edukacja, czy kultura. Kontynuowana jest polityka zwalczania spółdzielczości itd. Za to wszystko obecny rząd ponosi oczywistą odpowiedzialność. Wzrasta liczba osób nie tylko obiektywnie wykluczonych, lecz również w sensie psychologicznym - nie czujących żadnego wsparcia ze strony organów władzy. I żadne „pokazówki” (często prawnie ułomne), typu walka z dopalaczami, tego obrazu nie zmienią.
Wracając do casusu Amber Gold, to reakcja premiera była z pewnością mocno spóźniona i niewystarczająca. Zastanawianie się głównie nad tym, jak podnieść poziom bezpieczeństwa osób inwestujących, to stanowczo za mało. Prawdą jest, iż osoby chcące dobrze i szybko zarobić nie kierowały się zdrowym rozsądkiem, ale również - na co zwrócił też uwagę „Financial Times” - na jaw wyszła nieskuteczność instytucji regulujących polski rynek finansowy. JEDYNYM KONKRETEM z konferencji Donalda Tuska stała się zapowiedź zwołania (w poszerzonym składzie) Komitetu Stabilności Finansowej, mającego zająć się działalnością tzw. parabanków. To dobrze, choć sięgnąłem do dokumentów i stwierdziłem, że zwięzła ustawa o powołaniu tegoż Komitetu (kierowanego przez Ministra Finansów) ma niecałe 4 lata i przewiduje, iż powinien się on zbierać co najmniej raz na 6 miesięcy. Szczerze mówiąc, dotychczas opinia publiczna nie była jakoś informowana o jego pracy. Co więcej - odnalazłem w swym dossier notatkę, że zaledwie 10 miesięcy temu premier zapowiedział podniesienie ustawowe rangi Komitetu Stabilności Finansowej (tak, aby działał on permanentnie) oraz objęcie przez siebie przewodnictwa tego ciała. Jak wiele innych zapowiedzi obecnej ekipy, ów pomył pozostał na papierze. Nie wydaje mi się ponadto, aby utworzono Radę Ryzyka Systemowego, pod kierownictwem NBP, co także miało nastąpić.
Szef Amber Gold Marcin Plichta był kilkakrotnie skazywany na kary w zawieszeniu, ale prokuratura gdańska (w mateczniku PO!) ignorowała w latach 2009-2010 doniesienia o przestępstwie, odmawiając wszczęcia postępowania lub je umarzając. A przecież do niedawna ministrowie sprawiedliwości (wiadomo z jakiej partii się wywodzący) pełnili również funkcje prokuratora generalnego. Mogli więc aktywnie działać. Ta kwestia wymaga bezwzględnie wyjaśnienia i dlatego (choć nie jestem generalnie zwolennikiem mnożenia komisji śledczych) tym razem jej powołanie, na podstawie art. 111 konstytucji, uznaję za zasadne. Teraz prokuratura raczej nie powinna kontrolować samą siebie. Charakterystyczne przy tym, iż minister Jarosław Gowin uprawia obecnie grę „w króla Ciszka” - nie zabierając głosu, choćby w materii nieudolności sądów, które mogły już w ub.r. zarządzić likwidację omawianej spółki. Czyżby swą aktywność wyczerpał na protestach ws. wejścia w życie metody in vitro, ustaw o związkach partnerskich, czy ratyfikacji przez Polskę Konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet?
I jeszcze dwie drobne kwestie. Jadwiga Staniszkis w wywiadzie dla Onetu niedwuznacznie sugeruje, iż bezkarność założyciela spółki „Bursztynowe Złoto” może wynikać z jego powiązań ze służbami specjalnymi. To pachnie teorią spiskową, gdyż prawdopodobnie chodzi o zwykłe niedbalstwo i słabość państwa. Ma natomiast rację, gdy stwierdza, że premier nie rozumie (ja dodałbym - udaje, że nie rozumie), iż „jego syn został ściągnięty do interesu związanego z Amber Gold właśnie dlatego, że ma na nazwisko Tusk”. Dodatkowo - jeśli jest prawdą, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz jeszcze niedawno określał publicznie małżeństwo Plichtów mianem „nowoczesnych Wałęsów”, to - będąc katolikiem - za ten ciężki grzech powinien odpokutować i np. przez miesiąc leżeć rano „plackiem” w wybranym przez siebie kościele.
Czas najbliższy pokaże, czy Donald Tusk skorzysta z rad Henryka Sienkiewicza o konieczności „przetrzepania” naszego państwa? Jest ono słabe, a ściślej „miękkie” - w znaczeniu, które mu nadawał szwedzki noblista, wybitny ekonomista Gunnar Myrdal. Jeśli tego premier nie uczyni, to prawdopodobnie będą to musieli zrobić POLSCY WYBORCY!
Tadeusz Iwiński