W swojej najnowszej książce „Moja Warmia” Edward Cyfus wraca do jakże bliskiego, ale zapomnianego już świata w okolicach Olsztyna. Świata, który niejeden z nas powinien zachować w pamięci.
Opisz swoją wioskę, a opiszesz świat - to powiedzenie Lwa Tołstoja jak najbardziej pasuje do książki Edwarda Cyfusa, uważanego za dyżurnego Warmiaka, a na pewno człowieka, którego pasją jest przypominanie zwyczajów i tradycji tego historycznego regionu Polski. Jego świat ukazany w książce „Moja Warmia” wydaje się taki bliski, niemal w zasięgu ręki, a jednak już mocno zapomniany, przykryty medialnym zgiełkiem i dyskretnie ukryty w skansenie.
A przecież niemal wszyscy pochodzimy ze wsi, a przynajmniej dzisiejsze pokolenia od 50-latków wzwyż. Nie tylko wychowani na Warmii powinni pamiętać, jak ich ojcowie klepali kosę na babce i ostrzyli ją osełką, by całymi rodzinami zaczynać żniwa. Koszenie żyta na Warmii zaczynało się 22 lipca, w mojej rodzinie na Mazurach też, przeciw czemu mocno się buntowałem, bo to przecież święto było...
Ta warmińska tradycja mieszała się w mazurską, a pewnie i z obyczajami innych regionów, bo np. psoty w sylwestrową noc znane były w różnych stronach. Młodzi wyciągali wtedy furmanki na pola lub wpychali na zamarznięty staw czy jezioro, a bramy z ogrodzenia nierzadko wrzucali na dach stodoły. Warmińskie
szurki (chłopcy) zamazywali szyby popiołem zmieszanym z wodą, a ja pamiętam, że najgorsze dla właścicieli domów były szyby zamalowane farbą olejną.
Gospodarz na Warmii zwał się
gburem, a Edward Cyfus szczegółowo opisuje
gburstwo na przykładzie gospodarstwa swego wuja w Wymoju koło Olsztyna. Tak jak wyglądało ono w latach powojennych, czyli wtedy, gdy tam z Barczewa przyjeżdżał na letnie wakacje. Jak wynika z jego szczegółowej relacji, warmiński gospodarz bardzo dbał o domowe zwierzęta, bo to one utrzymywały jego rodziną. Autor przekonuje nas, że na Warmii wódka nie była popularna, a podczas różnych uroczystych okoliczności
gbur z
tabletem (tacą) robił rundę wśród gości i polewał do małego kieliszka. No cóż, ten sielski obraz mocno zakłóciła tzw. ludność napływowa.
Edward Cyfus przyznaje, że najbardziej brakuje mu - jak chyba każdemu - zapachów z dzieciństwa. Opisując różne gospodarskie zajęcia, na przykład żniwa, karmienie zwierząt, świniobicie, darcie pierza, wędzenie wędlin czy suszenie lnu - przywołuje te zapachy, niemal drażni nimi nasze nozdrza. Podobnie jak przepisami na zrazy, kapustę z krupami, ajerkoniak czy miodówkę - napoje alkoholowe chętnie spożywane także przez kobiety.
Wart przypomnienia jest zwłaszcza warmiński zwyczaj chodzenia po
rogolach podczas
dwanostek, czyli w ciągu 12 dni między Bożym Narodzeniem a świętem Trzech Króli. Był to czas godzenia się skłóconych rodzin. Jeśli jedna z nich uznała, że jest bardziej winna zatargowi, szła z
kuchem (ciastem) i rozrobionym spirytusem do sąsiadów, aby wyjaśnić przyczyny nieporozumień i pogadać o przyszłości. Taki zwyczaj (choć pojęcie
rogoli nie jest wyjaśnione) bardzo by się przydał w dzisiejszych czasach, zwłaszcza politykom.
Interesującą opowieść Edwarda Cyfusa uzupełniają i zdobią zdjęcia archiwalne oraz piękne fotografie Mieczysława Wieliczko i Ryszarda Boguckiego. „Moją Warmię” zaprojektował i misternie opracował graficznie Robert Maciej. Redaktorem książki jest Małgorzata Mierzwa. Książka podzielona jest na pięć rozdziałów. Pierwszy z nich traktuje o gburstwie (gospodarstwie), pozostałe opisują życie Warmiaków w czterech porach roku. W książce wykorzystano fragmenty pracy Anny Szyfer, „Zwyczaje, obrzędy i wierzenia Mazurów i Warmiaków”. Tekst opatrzony został słownikiem wyrazów gwarowych opracowanych przez autora.
Książkę wydała Oficyna Wydawnicza „Retman”, której szef i właściciel Waldemar Mierzwa (sam autor m. in. „Miasteczka” o Dąbrównie) wiele zrobił dla przypomnienia i utrwalenia historii, tradycji oraz zwyczajów naszego regionu, o czym świadczy coraz dłuższa lista tytułów Mojej Biblioteki Mazurskiej.
Marek KsiążekEdward Cyfus, regionalista, gawędziarz, pisarz, działacz kulturalny, urodził się w 1949 roku w Dorotowie, w niemieckiej rodzinie Mazura i Warmiaczki. Dzieciństwo spędził w Barczewie. Był kelnerem, kierowcą, kierownikiem stołówki, konferansjerem, perkusistą. W 1981 roku wyjechał z całą rodziną do Niemiec. Wrócił sam po jedenastu latach, a pozostali członkowie rodziny zostali w Niemczech. Po powrocie był m.in. kierownikiem Polsko-Niemieckiego Centrum Młodzieży w Olsztynie. Dzisiaj odpowiada za promocję warmińskiej gminy Purda. Jest autorem zbioru gawęd „Po naszamu” i - znakomicie przyjętej - warmińskiej trylogii „...a życie toczy się dalej”.
Z D J Ę C I A