Taki model aż się prosi o uwiecznienie na fotografii (fot. ATK)
|
Więcej zdjęć »
Już prawie tydzień, bo od 22 lipca, na lotnisku na Dajtkach latają lotnicy-pasjonaci, uczestnicy zlotu klubu starych szybowców, czyli Vintage Glider Club RC. Olsztyn gości już ponad 60 osób z 9. krajów Europy, w tym z Węgier, Holandii, Szwajcarii, Danii, Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii. Latają oni na 35 maszynach 27 różnych typów. Szybowcowe „staruchy”, bo tak o nich mówią żartobliwie lotnicy, to często cudem uratowane maszyny. Mają duszę i są bardzo piękne, ponieważ piloci dbają o nie jak o własne pociechy.
W niedzielę (22.07) jako pierwszy w powietrze wzbił się piękny Slingsby T31 z 1952 roku, pilotowany przez pilota ze Szwajcarii. Po nim ruszyły kolejne maszyny: Slingsby, Ka-2 i Ka-6 z Holandii, Ka-2, Ka-7, L-Spatz, Cumulus, Foka 4 i Olimpia Meise z Niemiec oraz Seibe z Francji. Są też Hol’s Der Teufel, Kranich i Bocian. Do dziś (26.07) na lotnisku wykonano 44 loty za wyciągarką oraz 22 na holu za samolotem. Dwukrotnie spróbowano też startu szybowca za samochodem.
-
Miło mi, że zlot trafił do Olsztyna - mówi Michał Zazula, od dwóch lat dyrektor Aeroklubu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. -
Przygotowanie tej imprezy wymagało wiele starań, ale cieszymy się, bo przylecieli do nas lotnicy z całej Europy.Od czterech lat dyrektor Zazula posiada licencję PPL(A). Ma przeplatane około 200 godzin na Cessnach 150, 152, 172, PA-28 (Piper Arrow) oraz DA-20 (Katana). Od dwóch lat organizuje wyprawy lotnicze za granicę (m.in. Chorwacja, Węgry, Słowacja). Zlot VGC był jego marzeniem.
Na zlocie pojawił się prezydent Klubu Starych Szybowców Nicholas Newton. Kiedy zaczynał zajmować się wiekowymi maszynami, był jeszcze młodym człowiekiem. Klub powstał równo 40 lat temu i, jak zaznaczył pan Newton, w Olsztynie będzie świętować swój jubileusz.
-
Już na pierwszym spotkaniu, kiedy powstał klub, pojawiło się 12. uczestników - wspomina Nicholas Newton. -
Obecnie klub liczy około tysiąca członków z 24. krajów Europy. Ratowaliśmy często stare szybowce przed zagładą. Wiele z tych maszyn nadal lata i sprawia nam wiele radości. -
Uważamy się za jedną wielką rodzinę, bo to, co robimy, robimy dla przyjemności - powiedział Jan Forster, brytyjski pilot i wielki pasjonat „staruchów”.
Po konferencji wszyscy uczestnicy udali się na „płytę” lotniska, gdzie dumnie prezentowały się wyszykowane maszyny, połyskujące lakierem i malunkami - niczym eleganckie damy. Jedna była wspanialsza od drugiej.
Publiczność wybierała najpiękniejszy szybowiec. Jedną z maszyn-faworytów był polski Bocian.
Z D J Ę C I A