Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
00:40 22 listopada 2024 Imieniny: Cecylii, Stefana
YouTube
Facebook

szukaj

Newsroom24 Działalność polityczna
Tadeusz Iwiński | 2012-06-06 00:02 | Rozmiar tekstu: A A A

Polska–USA–Rosja: historia, gafy, ignorancja

Olsztyn24
 

Miniony tydzień nad Wisłą minął pod znakiem protestów i sporów wywołanych niezręcznością prezydenta Baracka Obamy, który na dorocznej uroczystości w Waszyngtonie przyznania Medali Wolności (w bieżącym roku 13 osobom, m.in. 90-letniemu prezydentowi Izraela Shimonowi Peresowi) - odnosząc się do postaci uhonorowanego pośmiertnie Jana Karskiego, usiłującego bezskutecznie zwrócić uwagę świata, w tym prezydenta Roosevelta, na zagładę Żydów w okresie II wojny światowej - użył, wyjątkowo nieszczęśliwie, sformułowania „POLSKIE OBOZY ŚMIERCI”. Nasze władze i Polonia od dawna reagują zdecydowanie na stosowanie (zwłaszcza przez międzynarodowe media) tego mylnego pojęcia, gdyż - jak ujął to przed laty akurat odbierający w Białym Domu nagrodę prof. Adam Rotfeld, sam jako dziecko uratowany przez Polaków przed Holocaustem - „świadome lub bezmyślne stosowanie owego określenia jest obelżywe i haniebne. Nie tylko zaciera odpowiedzialność za te zbrodnie, lecz zniesławia nasz naród, który był pierwszą ofiarą zbrodniczych praktyk hitlerowskich Niemiec”. A nagroda dla Karskiego miała częściowo na celu właśnie zmianę tej sytuacji”!

Dodatkowo nałożyły się na to nieporozumienia o charakterze sportowo-politycznym, w związku z rozpoczynającymi się Mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Chodziło głównie o przyjazd kibiców rosyjskich do Warszawy i ich ewentualne obchodzenie 12 czerwca święta narodowego, tzw. Dnia Rosji, zbiegającego się akurat z datą meczu drużyny Franciszka Smudy ze zborną, trenowaną przez Holendra Dicka Advocaata. Wszystko to razem potwierdza słuszność dwóch niezwykle aktualnych spostrzeżeń wybitnych filozofów, których dzieliły cztery stulecia. Bertrand Russell (nagrodę Nobla dostał akurat w dziedzinie literatury) pisał celnie, że „Historia świata jest sumą tego, czego można było uniknąć”. Giordano Bruno zaś jeszcze w epoce renesansu, zauważał, iż „Ignorancja i arogancja są to dwie nierozłączne siostrzyce, w jednym ciele i w jednej duszy”.

Obama to człowiek dobrze wykształcony i świetny mówca. Ukończył prawo na najstarszym i uważanym za najlepszy w USA Uniwersytecie Harvarda w Cambridge, w stanie Massachusetts (sam wspominam tę uczelnię niezwykle ciepło, gdyż spędziłem na niej rok, na stypendium Fulbrighta). Od początku, jako głowa państwa, zapowiadał uprawianie „zgrabnej dyplomacji” („smart diplomacy”) i często mu się to udawało. A tu przytrafiło się takie faux pas, które Amerykanie nazywają - w nawiązaniu do podobnych wypowiedzi poprzedniego prezydenta - „buszyzmem”. W weekendowym wydaniu poważnego dziennika „The Wall Street Journal” Matthew Kaminski, człowiek kierownictwa tej gazety, w tekście zatytułowanym po polsku „Gafa Obamy”, stwierdza refleksyjnie, że „czasem najlepiej pomyślany tekst przynosi odwrotny skutek w wykonaniu nieświadomego tego polityka. I to jest historia prezydenta Obamy i Polaków”.

Po wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych podniosła się w Polsce - zupełnie zrozumiała - wrzawa. Domagano się sprostowania, a nawet przeprosin. Przeprosiny w wykonaniu szefów państw, czy premierów się zdarzają, ale niezwykle rzadko. Tak było np. w odniesieniu do Polaków w wykonaniu kilku przywódców Niemiec (Willy Brandt, Roman Herzog, Angela Merkel), w szczególnych okolicznościach. Również w wydaniu Borysa Jelcyna, jeśli chodzi o zbrodnię katyńską. Natomiast w omawianym przypadku mieliśmy do czynienia z jakościowo inną sytuacją. Dlatego dobrze się stało, iż po kilku wyjaśnieniach przedstawicieli władz USA, w reakcji na wyważony list Bronisława Komorowskiego do Baracka Obamy, udzielił On błyskawicznej oraz jednoznacznej i adekwatnej odpowiedzi. Napisał wprost: „Omyłkowo użyłem zwrotu, który przez lata wywoływał cierpienie u wielu Polaków i w związku z którym Polska słusznie podjęła kampanię na rzecz wyeliminowania go z publicznego dyskursu na całym świecie. Ż a ł u j ę   b ł ę d u   i zgadzam się, że moment ten stanowi okazję, by zapewnić, że obecne i przyszłe pokolenia znają i będą znać prawdę”. I dalej - „Ponadto po prostu nie było „polskich obozów śmierci”. Ośrodki zabijania w Auschwitz-Birkenau, Bełżcu, Treblince i gdzie indziej w okupowanej Polsce były budowane i prowadzone przez reżim nazistowski. Odwrotnie, wielu Polaków ryzykowało swe życie - i oddało swe życie - by ocalić Żydów przed Holokaustem”.
R E K L A M A
Ten list - mimo wszystko - powinien zamykać ten nieprzyjemny incydent w stosunkach polsko-amerykańskich. Warto przy tym pamiętać, iż Obama (będący socjaldemokratą, jak na warunki USA) znajduje się w szczególnym momencie. Równo za pięć miesięcy, 4 listopada, czekają go wybory prezydenckie. Jego oponent, republikański konserwatysta Mitt Romney, to polityk doświadczony i obecnie szanse wydają się wyrównane. Wzrost bezrobocia w Stanach Zjednoczonych i nienajlepsze nastroje społeczne sprawiają, iż Barack Obama musi bardzo uważać, aby nie spotkał go los urzędujących prezydentów, m.in. Sarkozy’ego i George’a Busha seniora, którzy przegrali wybory po zakończeniu pierwszej kadencji. Ten lapsus linguae Obamie może zaszkodzić w środowisku Polonii amerykańskiej, choć jego większość i tak raczej głosuje na Republikanów.

Na tym tle nie zabrakło gaf, naturalnie mniejszego kalibru, także po stronie polskiej. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz - niezbyt dotąd znana z aktywności międzynarodowej - oświadczyła, że forma pisemna po takiej zniewadze to za mało, robiąc przy tym (jak ujął to Wojciech Szacki w „Gazecie Wyborczej”) minę godną Anny Fotygi. Minister Radosław Sikorski, uprawiający dyplomację za pomocą Twittera, zaapelował taktownie do Baracka Obamy o „wysłanie podwładnych, aby dokształcili się w Polsce, co słusznie skrytykował Grzegorz Schetyna. Na domiar złego, rzecznik MSZ-również na Twitterze - ujawnił treść listu prezydenta USA zanim zapoznał się z nim adresat. A europoseł PO Jacek Protasiewicz, obecnie jeden z kilkunastu wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, fantazjował, iż dobrze by było, aby sprawa polska stała się jednym z tematów kampanii prezydenckiej w Stanach. Nawet Władysław Bartoszewski, w mądrym tekście na łamach „Faktu” napisał, że „użycie sformułowania polskie obozy śmierci” koresponduje z największymi bzdurami, jakie zdarzało się wypowiadać monarchom azjatyckim”. Powinno mu raczej chodzić o dyktatorów z Ameryki Łacińskiej lub z Afryki, gdyż przecież nikt nie przypomina sobie jakichś głupstw wygłaszanych przez cesarza Japonii, czy króla Tajlandii, podczas gdy liczba „buszyzmów” w USA wygląda całkiem pokaźnie.

Odrębny rozdział nieporozumień i ewidentnej ignorancji tworzyły wypowiedzi związanej z rozpoczynającym się wkrótce w Polsce i na Ukrainie turniejem „Euro 2012”, w kontekście relacji polsko-rosyjskich. Najpierw minister Joanna Mucha wyrażała kuriozalne obawy o zapewnienie bezpieczeństwa, w związku z zakwaterowaniem części kibiców rosyjskich w warszawskim hotelu „Bristol”, nie opodal Pałacu Prezydenckiego, przed którym 10 czerwca ma się odbyć - tradycyjnie organizowana przez PiS-manifestacja, w rocznicę tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem. Potem zastępca naszego ambasadora w Moskwie, na konferencji prasowej z tamtejszymi dziennikarzami, wypowiadał się w mętny sposób co do dozwolonych lub nie treści na koszulkach, co dało pretekst rosyjskiemu ministrowi sportu Walerijowi Mutko do ostrych słów, iż „strona polska sztucznie podgrzewa sytuację i prowokuje naszych kibiców do kroków protestacyjnych” oraz o otrzymywaniu ostrzeżeń o „obowiązywaniu ustawy o zakazie radzieckiej symboliki”.

Szczerze mówiąc dziwię się, że stojący na czele polskiej placówki w Rosji amb. dr Wojciech Zajączkowski, niegdyś dobry analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, nie potrafił skutecznie przeciwdziałać takiemu rozwojowi sytuacji. Bo ewidentnie prowokacyjnie brzmią dopiero teksty z czołówki „Gazety Polskiej codziennie”, z tytułami „PUTIN CHCE ZAMIESZEK W POLSCE” i tezą o scenariuszu rosyjskich służb specjalnych, które „chcą doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji między kibicami obu krajów”. A powodem tego mają być „tysiące rosyjskich kibiców z obraźliwymi dla Polaków symbolami sowieckiej okupacji”. Tymczasem Polska, to nie Ameryka Środkowa, czy Południowa i do żadnej „wojny futbolowej” w rodzaju tej, o której kilkadziesiąt lat temu pisał Ryszard Kapuściński, nie dojdzie.

Musi natomiast dziwić słaba pamięć (by taktownie nie wspomnieć o niewiedzy) polityków i dziennikarzy wypowiadających się w omawianej materii. Przecież stosunkowo niedawno, bo w lipcu 2011 r. Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał skargę grupy posłów SLD na dokonaną w roku 2009 nowelizację Kodeksu Karnego, przewidującą karanie (do 2 lat więzienia) za produkcję i przechowywanie z zamiarem rozpowszechniania, symboli komunistycznych. Być może utkwiło mi to szczególnie w głowie jako reprezentantowi parlamentarzystów lewicy, ale sprawa była dość głośna. Powoływałem się na niezgodność tych wprowadzonych wtedy znienacka (przez posłów PiS) - przy okazji zupełnie innej kwestii - przepisów z polską konstytucją, a także z Europejską Konwencją Praw Człowieka i Podstawowych Wolności oraz Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych. Wskazywałem na brak określenia tego, czym jest symbolika komunistyczna, co mogło np. doprowadzić do rozbiórki Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (do czego od dawna nawoływali choćby Czesław Bielecki i Radek Sikorski) lub do likwidacji socrealistycznej zabudowy stołecznego Placu Konstytucji.

Trybunał Konstytucyjny, kierowany przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego, będącego zarazem sprawozdawcą w tej sprawie, podjął jednoznaczną decyzję. Przyjął - jak to stwierdził Prezes TK, że „odpowiedzialności karnej nie może podlegać posługiwanie się przedmiotami, których znaczenie może być wieloznaczne”, dodając przy tym, iż zaskarżona regulacja nie zawierała zamkniętej listy symboli, którymi posłużenie się było zabronione przez prawo. Poprzedni przepis został przeto uznany za niekonstytucyjny i wykreślony z Kodeksu Karnego. Warto zaznaczyć, iż podobny wyrok zapadł kilka lat temu w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu przy rozpatrywaniu skargi z Węgier. Aby postawić sprawę jasno - założenie koszulki z podobizną „Che” Guevary lub sierpem i młotem n i e   jest w Polsce karalne. Rosyjskim kibicom z tego punktu widzenia nic więc nie może grozić.

Tadeusz Iwiński

******

Podsumowując dyskusje i spory międzynarodowe toczone ostatnio z naszym udziałem na tematy historyczne i współczesne, a także liczne nieporozumienia i gafy na tym tle, wyrażam głębokie przekonanie, iż nie wpłyną one negatywnie ani na stosunki polsko-amerykańskie ani polsko-rosyjskie. Potwierdzają one jednak słuszność oceny, a zarazem przestrogi, Johanna Wolfganga Goethego, że: „NIE MA NIC STRASZNIEJSZEGO NIŻ CZYNNA IGNORANCJA”.

REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
    Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.