Waldemar Żakowski przewodniczy sesji Rady Miasta
- Po raz pierwszy w tej kadencji Rady Miasta rządząca miastem koalicja oddała prowadzenie obrad Rady opozycjoniście...- Moim zdaniem nic wielkiego się nie stało. Jeżeli zdecydowałem się na to, że będę wiceprzewodniczącym Rady Miasta w Olsztynie, to ze świadomością, że kiedyś przyjdzie taki moment, że poprowadzę posiedzenie rady, że będę reprezentował radę pod nieobecność przewodniczącego w różnych sytuacjach. Chociaż jest zwyczajowo przyjęte, że sesje rady prowadzi przewodniczący lub wiceprzewodniczący z koalicji. Ale jeszcze raz podkreślę - nic wielkiego się nie stało. I tak to odbieram.
- Na sesji była obecna reprezentująca koalicję rządzącą wiceprzewodnicząca Bożena Marcinkowska. Czy wobec tego, powierzenie Panu prowadzenia sesji nie należy odbierać jako propozycji na „inne zagospodarowanie” Pana w Radzie Miejskiej?
- Nie kryję, że nie jestem już członkiem SLD. Uznałem więc, że moja przynależność do klubu radnych LiD jest bezzasadna, ponieważ są jakieś niedomówienia, próby sterowania klubem z zewnątrz. Przed chwilą spotkałem się z kolegami z klubu radnych LiD i na tym spotkaniu poinformowałem, że wychodzę z klubu. Jestem w tej chwili radnym bezpartyjnym i bez „przydziału klubowego”. Nieprawdą jest jednak, że „robią do mnie podchody” koledzy z „Po Prostu Olsztyn”, czy z Platformy Obywatelskiej. Natomiast ja sam rozglądam się... Mam świadomość, że nawet mając rację, sam w radzie niewiele mogę zrobić.
- Byłby Pan trzecim niezależnym radnym...- Jest to też pomysł, żeby utworzyć klub radnych niezależnych. Chodzi mi to po głowie i z dwoma kolegami, radnymi nienależącymi do klubów o tym rozmawialiśmy, w różnej formule, żartując, rozmawiając poważnie i składając sobie nawzajem propozycje. Zastanawiam się też nad swoją dalszą drogą polityczną, nad tym, czy w ogóle być w polityce, czy wybrać jakąś inną drogę. Nie kryję, że zawsze byłem po lewej stronie i nie wyobrażam sobie pracy innej niż z lewicowymi poglądami, ale moja wyobraźnia jest na tyle elastyczna, że mogą się różne rzeczy wydarzyć. Jednak jednoznacznie dementuję, żeby były prowadzone ze mną jakieś rozmowy.
W tym, że dzisiaj prowadziłem sesję niektórzy doszukują się, że „maczał w tym palce” prezydent. Jednoznacznie więc stwierdzam, że ani z prezydentem, ani z klubem „Po Prostu Olsztyn” nie rozmawiałem. Wiadomo, że przewodniczący klubu radnych PO i przewodniczący Rady są w tej chwili nieobecni w Olsztynie, więc siłą rzeczy takie rozmowy z PO nie były prowadzone.
Jeśli chodzi o mnie, stan na dzisiaj jest następujący: nie jestem członkiem SLD, od paru minut nie jestem członkiem klubu radnych LiD. Prowadzenie przeze mnie dzisiejszej sesji, bardzo krótkiej, z dwoma, a w zasadzie z jednym punktem porządku obrad, nie odczytuję jako jakiejkolwiek zachęty. Przewodniczący poprosił mnie o poprowadzenie sesji i rozdmuchiwanie tego tematu jest niezasadne. Zobaczymy, co się wydarzy...
- Na ten moment można wykluczyć, że nie będzie Pan członkiem klubu radnych LiD...- I na pewno nie będę członkiem klubu radnych PiS. Z powodów chyba oczywistych. Szanujemy się w Radzie, ale ja nigdy nie byłem aż tak zmienny, żeby być teraz kojarzony z PiS-em, to dla mnie trochę za daleko.
- Nie żałuje Pan rozstania z LiD, z SLD?- Muszę powiedzieć, że nigdy nie wyobrażałem sobie, że nie będę członkiem partii lewicowej. Wstąpiłem do partii bardzo późno, jako dojrzały człowiek. Nie byłem członkiem PZPR, nie byłem członkiem SdRP. Wstąpiłem dopiero do SLD i nigdy sobie nie wyobrażałem, że w tej partii nie będę. Jest mi nie tyle przykro, co smutno. Mam w SLD mnóstwo przyjaciół, z którymi wiele razem przeżyliśmy i miłych chwil, kiedy wszystko się wygrywało, i mniej miłych, kiedy SLD doznawało porażek. Ale byliśmy w gronie przyjaciół i liczyliśmy na to, że to się odbuduje. Dzisiaj, nie chcę oceniać partii, bo już nie jestem jej członkiem. Nie chcę, żeby mówiono, że próbuję „odszczekiwać się”, czy próbuję udawać pokrzywdzonego, bo mnie wyrzucono z partii. Nie, stało się to, co się stało. Mam nadzieję, że w SLD nadal będę miał przyjaciół i jeżeli będzie taka potrzeba, to będę tej partii służył nawet z zewnątrz. Jest mi smutno, jest mi przykro, tym bardziej, że mam świadomość, że jest jeszcze parę osób, które tej partii oddały wiele lat pracy i zaangażowania. Może kiedyś w partii zmieni się na tyle, że ktoś przyjdzie i zapyta: może byś wrócił? Wtedy będę się zastanawiał.
- Jak to się stało, że został Pan skreślony z listy członków SLD? - Nie jest tajemnicą, że żeby wystartować w wyborach trzeba wyłożyć jakieś pieniądze „za listę”. Trzeba więc było opłacić, żeby być na liście Lid-u. Po wyborach okazało się, że były osoby, które tej wpłaty nie wniosły, a wystartowały. Chciałem ustalić, kto nie wpłacił pieniędzy, kto jest winien komuś jakieś pieniądze, kto spowodował to, że ileś pieniędzy zabrakło do rozliczenia kampanii. Chciałem też wiedzieć, kto pokrył ten brak, bo organizacja miejska SLD nie dysponowała takimi pieniędzmi, a kampania została rozliczona. Od wyborów minął prawie rok, więc poprosiłem, żeby rozliczyć kampanię dokładnie, co do złotówki i personalnie. Gdy zobaczyłem, że w sprawie nic się nie dzieje powiedziałem, że nie będę płacił wynikającej ze statutu SLD „składki specjalnej” w wysokości 7,5 % diety radnego do momentu całkowitego rozliczenia kampanii wyborczej, ściągnięcia zaległości i wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które nie wpłaciły pieniędzy na kampanię wyborczą. Zobowiązałem się też, że jak kampania zostanie dokładnie rozliczona, to ja ureguluję całość przypadającej na mnie składki specjalnej. W pewnym momencie okazało się, że kampania nie zostanie rozliczona, a ja, jeżeli nie zapłacę, to zostanę usunięty z partii, zgodnie ze statutem. Wybrałem tę drugą ewentualność, to znaczy, że nie będę płacił składek i dalej będę dociekał, kto nie zapłacił na kampanię. Byłem gotowy składki uregulować natychmiast po tym, jak uzyskam odpowiedzi na moje pytania. Ale byłem też gotowy na wyrzucenie mnie z partii. Podjąłem wyzwanie, więc zostałem usunięty z partii za niepłacenie składek.
- Sytuacja klubu radnych LiD w Radzie miasta jest dość trudna. Zostały trzy osoby, czyli minimum do tego, żeby klub radnych istniał...- Nie uważam, żeby sytuacja radnych LiD w Radzie Miasta była trudna. Klub jest merytorycznie bardzo mocny, ja byłem najmniej doświadczonym politycznie członkiem tego klubu. Jest tam przecież świetny polityk, były wojewoda Leszek Szatkowski. Jeśli chodzi o kompetencje polityczne radnej Sosnowskiej, to tutaj nie ma „dwóch zdań”, była posłanką dwóch kadencji, bez problemów weszła do Rady z dużą ilością głosów. Wreszcie, Wiesław Nałęcz - radny bodaj czwartej kadencji, samorząd zna od podszewki, jest bardzo dobrym radnym, jest też bardzo dobrym przewodniczącym klubu. Najprawdopodobniej w klubie LiD nic się nie stanie. Będzie tylko jednego radnego mniej. Niezależnie od tego, co się będzie ze mną działo w Radzie Miasta, dalej będę sympatyzował z klubem LiD. Nie widzę innego wyjścia. Wiele razem zrobiliśmy i nie wyobrażam sobie, że mógłbym naraz obrazić się na koleżankę i kolegów z tego klubu. Ale też nie pozwolę na to, żeby ludzie, którzy usunęli mnie z partii decydowali o moich dalszych losach. Nie jestem w partii, więc partia nie może mi nic nakazywać. Dodam jeszcze, że atmosfera w klubie LiD jest bardzo dobra. Zresztą moje rozstanie z klubem też odbyło się w sposób kulturalny, sympatyczny. Nie wyobrażam sobie, żebym z kolegami z mojego byłego, od paru minut, klubu zerwał kontakty. Myślę, że na ile to będzie możliwe, będę z nimi współpracował.
- Co z Panem, jako wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej? Był Pan desygnowany do tej funkcji przez klub radnych LiD. - Trzeba wyraźnie podkreślić, że objęcie funkcji wiceprzewodniczącego zaproponowali mi radni LiD, a nie tylko SLD. Dodam, że Wiesław Nałęcz jest członkiem Unii Pracy, a Joanna Sosnowska członkiem SdPL. Tylko Leszek Szatkowski jest członkiem SLD. Natomiast rozmowę o tym, żebym zrezygnował z funkcji wiceprzewodniczącego Rady prowadził ze mną tylko przewodniczący struktur miejskich SLD w Olsztynie, który moim zdaniem, nie może mieć decydującego wpływu na to, co dzieje się w klubie LiD. Nie wykluczam swojej rezygnacji z funkcji wiceprzewodniczącego Rady Miasta, ale wtedy, gdy sam uznam, albo koledzy z klubu LiD uznają, że nie powinienem dalej być wiceprzewodniczącym. Nie zrezygnuję natomiast, kiedy SLD będzie mi kazało. Dzisiaj SLD mnie nie może już nic kazać. Nie jestem członkiem tej partii.
- A dzisiaj na spotkaniu pożegnalnym radni klubu LiD nie zażądali Pańskiej rezygnacji?- Nie. Rozmawialiśmy tylko o tym, że ja występuję z klubu. Chociaż zdziwiłbym się, gdyby koledzy z klubu radnych LiD nie wystąpili na najbliższej sesji o odwołanie mnie z funkcji wiceprzewodniczącego Rady. Jeżeli taki wniosek będzie zgłoszony, a musi być on podpisany przez siedmiu radnych, to rada będzie głosowała w sprawie mojego odwołania.
- Nie jest wykluczone, że sam podejmie Pan decyzję o rezygnacji?- Oczywiście, że tak. Do funkcji nie jestem przywiązany. Chcę tylko coś pokazać. Tak, jak moje odejście z SLD było pokazaniem, że nie ma z mojej strony przyzwolenia, żeby coś „zamiatać pod dywan” jeśli chodzi o sprawy finansowe związane z kampanią, tak też nie daję przyzwolenia na to, żeby ktoś nie będący radnym, nie mający na mnie wpływu jako byłego członka SLD, chce decydować o losach Rady Miasta, radnych i klubu LiD.
- Mówi Pan o szefie struktur miejskich SLD?- Tak. To od niego przewodniczący klubu Wiesław Nałęcz dostał pismo z żądaniem odwołania mnie. Gdyby ktoś w klubie radnych powiedział mi - odwołujemy cię, to zgoda, ale jeżeli ktoś mi mówi, że SLD chce żebym zrezygnował, to ja nie widzę powodu do rezygnacji.
- Dziękuję za rozmowę. rozmawiał: Wacław Brudek