Paweł Rynkiewicz z Kieźlin znany jest mieszkańcom gminy Dywity głównie z zamiłowania do jazdy rowerem. Z jego inicjatywy powstało stowarzyszenie 4XK, które stworzyło w Kieźlinach fourcross do ekstremalnej jazdy na rowerze. Tutaj jednak zaprezentujemy go jako podróżnika, który wraz z żoną i jej siostrą odbył ostatnio wyprawę do wschodniej Turcji i Gruzji. Oto jego rozmowa z Krzysztofem Zienkiewiczem.
- Dlaczego Turcja i Gruzja? - Turcję i Gruzję wybraliśmy głównie, dlatego, że bardzo chcieliśmy pojechać do państwa muzułmańskiego. Początkowo planowaliśmy wyprawę do Iranu, ale to nie wypaliło, dlatego skupiliśmy się na wschodniej Turcji i Gruzji. Oczywiście planując wyprawę staraliśmy się omijać te najbardziej popularne turystycznie rejony, gdzie znajdują się cztero- i pięciogwiazdkowe hotele. My chcieliśmy poznać tę prawdziwą Turcję i prawdziwą Gruzję.
- Turcja to ogromny kraj. Jaki środek lokomocji preferowaliście?
- Podróżując kierujemy się zasadą, że wybieramy zawsze lokalne środki lokomocji, począwszy od autobusów miejskich, poprzez dalekobieżne, a także pociąg. Zdarzyło się również raz lecieć samolotem linii wewnętrznych, bo okazało się, że był tańszy niż autobus. I tu od razu zacznę od stereotypów, które w naszym kraju się utarły. Turcja kojarzona jest przede wszystkim z tureckim sweterkiem, z zacofaniem i złymi drogami. Tymczasem infrastruktura turecka jest bardzo dobrze rozwinięta. Mam tu na myśli drogi, rozwiązania komunikacyjne w małych wsiach, miasteczkach i dużych miastach. Zaczęliśmy rozmawiać o transporcie, no to ten jest na niesamowicie wysokim poziomie, zwłaszcza autobusowy. Stacje autobusowe są najczęściej zlokalizowane poza miastami i wyglądają jak potężne lotniska europejskie, na którym stacjonuje kilkaset autobusów. Same autobusy są niesamowicie komfortowe. Każdy pasażer zajmuje wygodny lotniczy fotel wyposażony w telewizor, autobusy obsługują hostessy, które podają kawę, herbatę, przekąski. Nie muszę dodawać, że są to pojazdy klimatyzowane. Kolej jest zdecydowanie słabiej rozwinięta, ale same wagony są bardzo komfortowe. Zdecydowanie bardziej niż to, co znamy z polskich pociągów.
- A jacy są mieszkańcy Turcji? - Nasz pomysł na Turcję był taki, że podróżujemy do ludzi, którzy za pomocą specjalnej strony internetowej proponują gościnę. Dzięki temu poznaliśmy tych prawdziwych Turków, często młodych ludzi. Oni nas przyjmowali w swoich domach. W ich miejscowościach mieliśmy szansę zobaczyć miejsca, do których oni normalnie chodzą, a nie miejsca odwiedzane przez turystów. Są bardzo gościnni, nie oszukują jak to często bywa w miejscach masowej turystyki.
- Co was zaskoczyło w Turcji i Gruzji?- Do Turcji i Gruzji jechaliśmy już w miarę przygotowani, czytając dostępną literaturę, opinie innych podróżników. Mimo to zaskoczyła nas wielokulturowość, zwłaszcza we wschodnich rejonach Turcji, gdzie jest kolebka chrześcijaństwa. Zaskoczył nas Kurdystan, ale bardzo pozytywnie. Byliśmy ostrzegani, że tam na pewno podłożą nam bombę. A tak naprawdę czuliśmy się tam bardzo bezpiecznie, ludzie byli otwarci, życzliwi. Na pewno zaskoczyli nas ludzie młodzi, którzy zainteresowaniami praktycznie nie różnią się od nas. Kochają sport, zwłaszcza piłkę nożną, są ciekawi świata. Co ciekawe posługiwaliśmy się tam głównie językiem angielskim. I tu mogę śmiało powiedzieć, że zdecydowanie łatwiej jest się porozumieć po angielsku w Turcji i Gruzji niż w Polsce. Nasza wizyta nie była taką zwykłą turystyczną wyprawą kupioną w biurze turystycznym. Byliśmy tam traktowani nie jak turyści, a raczej jak długo oczekiwani goście. Zobaczyliśmy jak wygląda ich codzienne życie.
- Nie obyło się jednak bez nieplanowanych przygód?- Będąc w Gruzji bardzo chcieliśmy pojechać w góry Kaukazu pod górę Kazbek, którą Gruzini nazywają „zamarzniętą górą”. Kiedy dojechaliśmy do miejscowości Kazbegi, okazało się, że pogoda była bardzo słaba, panowała gęsta mgła. Więc była mała szansa na to, że zobaczymy szczyt w pełnej krasie, bowiem rano mieliśmy ruszyć w dalszą drogę. Okazało się, że w nocy były opady śniegu i w związku z tym droga, przez którą mieliśmy jechać dalej jest zamknięta. Była to w pewnym stopniu taka nieprzewidziana pułapka, bowiem droga zamknięta była i od strony Rosji i od strony Gruzji. Tam zetknęliśmy się z iście radzieckim przepływem informacji. Pytając się, kiedy drogi zostaną otwarte, zawsze padała odpowiedź „jutro”. I takim to sposobem, to „jutro” trwało sześć dni. W tej niewielkiej wiosce byliśmy w tym czasie jedynymi osobami z Europy Zachodniej.
- Oglądając zdjęcia z wyprawy, zauważyłem, że dużą uwagę przywiązywałeś do kuchni?- Jestem wielkim zwolennikiem kuchni tureckiej. Dużo mięsa, dużo dobrych przypraw, bardzo dobre pieczywo. Kebab tam smakuje zupełnie inaczej niż te, które znamy w Polsce. W Turcji jest bardzo duża kultura picia herbaty. Tam herbatę pije się zupełnie inaczej niż u nas, bo z takich maleńkich filiżanek. Każda wizyta np. w biurze, lokalnym sklepiku zaczyna się od herbaty, którą częstuje gospodarz. Herbata jest dosyć mocna, działa niemal jak kawa. W dobrych lokalach za herbatę się nie płaci, a pije się ją przed w czasie i po posiłku. Turcy dużo jedzą i jedzą dużo poza domem. Tam są setki tysięcy małych rodzinnych restauracji, od takich małych ulicznych do takich naprawdę ekskluzywnych. Ale główna zasada tych restauracji to niewygórowana cena, mimo że Turcja nie należy do tanich krajów, ale ceny jedzenia są relatywnie niskie. Ceny kebaba zaczynają się już od 2 zł. I muszę powiedzieć, że takiej jakości kebaba niestety nie spotkamy w Olsztynie.
- Które miejsca zachwyciły was najbardziej?- Jednym z ciekawszych miejsc, które odwiedziliśmy, jest miasto Ani. To była stolica Armenii położona obecnie na terenie wschodniej Turcji tuż przy granicy z Armenią. Dawniej było to najwspanialsze z miast ormiańskich nazywane miastem 1001 kościołów. Z tej świetności pozostały setki hektarów ruin. Imponujące wrażenie robi zniszczona w połowie kopuła bazyliki. Na wielu ruinach do dnia dzisiejszego można zobaczyć świetnie zachowane freski. To miejsce jest kompletnie puste, więc te ruiny i wszechogarniająca cisza robi kolosalne wrażenie. Natomiast w Tbilisi, stolicy Gruzji największą atrakcją był ogromny rower, świetnie wkomponowany w istniejącą architekturę. Dla mnie, zapalonego rowerzysty było to naprawdę niepowtarzalne przeżycie. Tbilisi jest miastem budowy, część jest już naprawdę piękna, ale tam gdzie nie dotarł jeszcze „front” robót widać zaniedbania, które nawarstwiały się przez wiele lat. Ale myślę, że w niedługim czasie będzie to prawdziwa perełka tego regionu.
- A jak byliście przyjmowani przez Gruzinów?- Trzeba przyznać, ze w Gruzji został sentyment do naszego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kiedy tylko ktoś się dowiedział, ze jesteśmy z Polski, od razu wspominał prezydenta. Myślę, że mamy tam pewne przywileje, bo daje się to odczuć. Oczywiście najbardziej w Gruzji są uwielbiani Amerykanie, bo to obecnie największy partner, ale zaraz po nich są Polacy.
Rozmawiał Krzysztof Zienkiewicz
Z D J Ę C I A