Po balowych, noworocznych nastrojach, bardzo szybko obudziliśmy się w świecie realnych problemów.
Z nowym rokiem otrzymaliśmy w prezencie solidny pakiet podwyżek. Zdrożało wiele produktów i usług. To będzie miało wpływ na nasze, codzienne życie. Ze złych wiadomości są jeszcze spadki na giełdzie. Jakby tego było mało, odwołano Rajd Paryż - Dakar. W dodatku codziennie słyszymy o strajkach. Roli mediatora podjął się pan prezydent.
Jak na początek roku, to sporo negatywnych informacji. Do tego dochodzą wątpliwości co do prawdziwości twierdzeń premiera Donalda Tuska, że zafunduje nam tanie państwo. Na razie mam na uwadze zły przykład pani minister Katarzyny Hali, która, jak donosi jedna z gazet, co tydzień jeździ sobie na weekendy z Warszawy do Sopotu służbową limuzyną. To jest i zły przykład, i drogo, i dodatkowo tak samo, jak u krytykowanych poprzedników. Jakoś kiepsko to idzie. Bo czym przejazdy pretensjonalnej pani minister Fotygi różnią się od równie egzotycznej, choć podobnie naciągającej państwo Hall? To kiepsko rokuje. Cóż, znów będziemy patrzeć władzy na ręce. A właściwie na samochody służbowe.
Martwi to, że podwyżki właściwie wszystkich wydatków gospodarstwa domowego drastycznie wpłyną na i tak niski standard życia najbiedniejszych, którzy już dziś nie radzą sobie z wydatkami. Myślę tutaj o emerytach, którzy z powodu wieku raczej nie dorobią do skromnej emerytury. Myślę też o samotnych matkach, które ledwo wiążą koniec z końcem. Ta część społeczeństwa nigdy nie zastrajkuje. Najczęściej wstydząc się swojej biedy. Zresztą, nikt by ich nie wysłuchał.
Aby zostać wysłuchanym w naszym kraju, należy posługiwać się argumentami siłowymi. Górnicy to potrafią. Strajkują regularnie. Mamy też strajki lekarzy, od kilkunastu lat bagatelizowanych przez wszystkie ekipy rządzące.
Dziś mamy otwarte granice. Wszyscy niezadowoleni wyjeżdżają. U naszych najbliższych sąsiadów lekarz zarabia rocznie 250 tysięcy. Euro. U nas dziesięć razy mniej i w złotych. Prawnicy chcą zarabiać tyle co posłowie. I słusznie. Na razie muzycy w naszej Filharmonii zarabiają po 1000 zł. Ręce opadają. Po co budować nową? Chcę wierzyć, że ktoś się z tym upora. Kto ?
Smutną wiadomością jest dla mnie odwołanie Rajdu Paryż - Dakar. Bynajmniej nie dlatego, że go oglądałam, tylko dlatego, że to poważny problem. Nie poradził sobie z nim szef imprezy Etienne Lavigne. Rozumiejąc jego troskę o życie zawodników, trudno nie przyjąć, że furtka do zastraszania w przyszłości została przed Al-Kaidą otwarta. Obym się myliła.