Jest bezrobotny, bez prawa do zasiłku, czy ma kraść, żeby żyć?
To tylko jeden z przypadków, bo wiem, że jest ich więcej. Kiedyś wyjdą na ulicę. Otrzymałam list od mężczyzny, który marzy o pracy w gastronomii. Kocha kuchnię i ma spore doświadczenie. Od kilku lat nie może znaleźć stałej pracy. Dłużej jej szuka niż potem ma i to na warunkach gorzej niż śmieciowych. W ciągu ostatnich trzech lat otrzymywania i tracenia pracy był niejednokrotnie upokorzony. Jest bezrobotny, bez prawa do zasiłku, czy ma kraść, żeby żyć?
Człowiek bez pracy momentami czuje się jak porzucony śmieć. Ciągle musi szukać w sobie sił na to, by znowu wierzyć, że znajdzie miejsce pracy i że przede wszystkim spotka pracodawcę, który go nie oszuka. Oczywiście pracodawca ma swoje argumenty na to, że jest taki wyrachowany z konieczności (ekonomicznej, gospodarczej, podatkowej, koniunkturalnej itp., itd.). I ta konieczność zabija rzeczywistość, a to może wyprowadzić pokrzywdzonych ludzi na ulicę.
Obrazowany przypadek dotyczy gastronomii. W niej jest tak, że restauratorzy wolą przyjąć do pracy „po cichu” np. emerytki, panie doświadczone w kuchni domowej - co też jest istotne w myśl zasady Magdy Gessler, by gotować jak u mamy. Panie też mają swoją emeryturę i przychodzą do pracy, by do niej dorobić lub niekiedy po prostu z nudów. Kogoś na stały etat zatrudnić się już nie opłaca - nawet mimo to, że poszukujący tej pracy ma pomysły, dobre doświadczenie, jest dyspozycyjny i zdrowy, no i silniejszy od kobiet. Przegrywa też z ludźmi młodszymi, uczącymi się lub z ubogich rodzin ze wsi. Ci bez szemrania pracują bez żadnych umów, ciesząc się, że mają pracę i własne pieniądze.
Znany też jest manewr restauratorów, że ich ogłoszenia o pracę w kuchni często się powtarzają lub zmieniają się jedynie numery telefonów. Chętnych kucharzy przyjmują do pracy „na próbę” np. na trzy dni, nie płacąc im za to, lecz za to obiecując dobre warunki po zaliczonym okresie poznawczym. Zwykle po kilku dniach takiej pracy, każą czekać na telefon, który jednak nigdy się nie odezwie. W tym samym czasie, „testowany” w podobny sposób jest kolejny kandydat do pracy. I tak, ma się darmowego robola non stop! Nawet przy takim obrocie robolami, opłaca się dawać ogłoszenia w prasie bez przerwy! Chętnych nie brakuje. A zawsze można się przecież wyłgać byle pretekstem, że znaleziono kogoś szybszego, ambitniejszego, dokładniejszego...
Kelnerzy i barmani to podobna historia. Stałych i zaufanych jest kilka osób, a na sezon, zwłaszcza letni, zatrudniane są młode dziewczyny, które zarabiają na wakacje. Tym nawet nie trzeba dużo płacić za pracę, bo o wiele więcej zarobią na napiwkach.
I tak z grubsza jest w gastronomii.
Poniżony człowiek bez pracy coraz częściej pyta siebie - co ja tu robię, w co jeszcze wierzę? Może do mojej wymarzonej pracy w kuchni jestem jednak za stary? Może nie jestem już tak szybki, przecież czasem dają się odczuwać stawy...
Z desperacji i uporu, że musi gdzieś pracę znaleźć, rezygnuje z marzeń o kuchni i szuka pracy w innych profesjach. Może szatniarz, portier, stróż na parkingu...? A tam też górą są emeryci i osoby z grupą inwalidzką. Na dachy i do dociepleń domów nie nadaje się, bo ma lęk wysokości.
I tak szuka człowiek dalej, ciesząc się bliskością wiosny i ciepłym spojrzeniem bliskiej osoby. Ładna pogoda będzie sprzyjać roznoszeniu kolejnego pliku CV, a i spacer się przyda - ruchu nigdy za wiele.
Człowiek bez pracy, kucharz obdzierany z marzeń, stara się mimo wszystko patrzeć optymistycznie. Mówi:
Taki system. - Ale - zaznacza po chwili ze smutkiem
- nie wiem już, na kogo mam głosować. Zawiedli mnie najmocniejsi.