„Cofnąć się, aby lepiej skoczyć”, to klasyczne francuskie powiedzenie (w oryginale - „Reculer pour mieux sauter”). Wydaje się, iż są pewne podstawy, aby sądzić, że po Krajowej Konwencji Sojuszu Lewicy Demokratycznej, która odbyła się niemal równo po dwóch miesiącach od wyborów parlamentarnych, do takiego „skoku” może dojść. Wymagać to będzie naturalnie ogromnej pracy, gdyż zaufanie traci się szybko, ale odzyskuje powoli.
Naturalnie, że nikt takiego „cofnięcia”, jakim stał się najgorszy (8,24% głosów w wyborach do Sejmu) wynik w historii SLD, czyli w minionych 2 dekadach, nie zakładał ani tym bardziej planował. Ale teraz chodzi o to, by z tej ogromnej porażki wyciągnąć właściwe wnioski. Nie da się tego uczynić bez należytej refleksji ideowej, intelektualnej i organizacyjnej. I dla mnie jawi się to jako zadanie bodaj ważniejsze od niezbędnych zmian personalnych, na których skupiła się uwaga opinii publicznej.
Wybór na przewodniczącego Sojuszu Leszka Millera - jednego z najbardziej doświadczonych (na dobre i złe) polskich polityków, dojrzałego w (często nader zręcznych) wypowiedziach (a przecież tej dojrzałości w wielu przypadkach zabrakło nam właśnie w kampanii wyborczej), dobrego organizatora oraz znanego na arenie międzynarodowej - to ważna zmiana. Dokonana przy tym w sposób bardzo demokratyczny, spośród czworga kandydatów. Istotne ponadto, iż dotychczasowy oraz poprzedni szef partii Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak znaleźli się w poszerzonym Zarządzie Krajowym. To dobra praktyka, gdyż akcent należy kłaść na to co łączy, a nie co dzieli. I powrócić do starego hasła „Nie ma wroga na lewicy”. Ponadto zmiany w statucie umożliwiają w przyszłości prawybory, co jest od dawna stosowaną praktyką w wielu partiach o różnej orientacji politycznej (np. w Grecji, Francji, czy Izraelu).
Niemal wszyscy zgadzają się, że żyjemy w czasach sporego zamieszania pojęciowego, a nawet chaosu wartości, gdy mnożą się pytania o przyszłość, o istotę różnic między rozmaitymi nurtami ideologicznymi. Nakłada się na to dodatkowo nie tylko unijny, lecz światowy kryzys finansowo-gospodarczy, a pod znakiem zapytania stanął de facto dotychczasowy model współczesnego kapitalizmu. Dlatego istotną rolę może odegrać przyjęta na Konwencji „Deklaracja ideowo-programowa SLD” (skróconą wersję wcześniejszego programu „Jutro bez obaw” przedstawiła też młodzieżówka partii). Stanowi ona próbę rekapitulacji kilkunastu filarów nowoczesnej socjaldemokracji. Od obrony słabszych, biednych, pokrzywdzonych i wykluczonych (w tym emerytów i rencistów) - przez zasadę, iż to rynki mają służyć ludziom, a nie ludzie rynkom oraz obronę europejskiego modelu socjalnego - po opowiedzenie się za progresywnym systemem podatkowym z dużą liczbą progów. W Deklaracji znalazł się wreszcie apel o powrót do Sojuszu wszystkich tych, którzy z różnych powodów znaleźli się w ostatnich latach poza SLD oraz o puszczenie w niepamięć swarów i urazów.
Za kilka miesięcy odbędzie się V Kongres Sojuszu i ten czas należy wykorzystać na debatę oraz zbiorowy namysł. Stąd właśnie przyjęte tezy do dyskusji wewnątrzpartyjnej - w formie pytań, na które trzeba szukać odpowiedzi programowych. Ale również organizacyjnych, skoro SLD powinien się USPOŁECZNIĆ i otworzyć na inne środowiska lewicy. A moim zdaniem tylko tego typu debata - wokół wartości, treści a nie personaliów - ma szansę nas łączyć.
Nie da się uciec jednak od wyzwań bieżących, toteż przyjęliśmy uchwałę w sprawie sytuacji Unii Europejskiej, po niedawnym szczycie UE. A wkrótce 13 grudnia - data o podwójnej symbolice: rocznica stanu wojennego oraz podpisania Traktatu z Lizbony. Konwencja przekazała życzenia powrotu do zdrowia generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu. Warto zacytować następujące stanowisko: „Przy całej złożoności okoliczności wprowadzenia przed 30 laty stanu wojennego był on mniejszym złem i PARADOKSALNIE - utorował drogę do porozumienia narodowego. Dzięki temu porozumieniu mamy III demokratyczną, choć niedoskonałą, Rzeczpospolitą”.
Tadeusz Iwiński