Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
00:09 23 listopada 2024 Imieniny: Adeli, Felicyty
YouTube
Facebook

szukaj

Newsroom24 Reportaże
Marek Książek | 2011-09-23 20:23 | Rozmiar tekstu: A A A
Przejechał pół Europy za 20 euro

Wędrówki „za jeden uśmiech”

Olsztyn24
Krzysztof Filipiak w podróży (Fot. K. Filipiak - wszystkie) | Więcej zdjęć »

Sposobem na życie Krzysztofa Filipiaka z Kętrzyna stało się wędrowanie po świecie „za jeden uśmiech”. Jest to możliwe dzięki autostopowi i systemowi CouchSurfing.

- Niedawno przejechałem pół Europy, a ze stu euro, które zabrałem w podróż, 80 przywiozłem z powrotem do domu - mówi 32-letni, szczupły mężczyzna o blisko dwóch metrach wzrostu i długich włosach spiętych w kucyk. Na co dzień dorabia jako operator w Kętrzyńskiej Telewizji Internetowej, ale sensem jego życia jest wędrowanie.

Z plecakiem przy drodze

- Najważniejsze, aby pozbyć się wszelkich oporów i uwierzyć, że świat jest otwarty, a między ludźmi panuje prawdziwa solidarność. Życie nie jest takie podłe jak pokazuje telewizja, za każdym rogiem nie czai się wróg, terroryści to ułamek promila i nikt nie poluje na naszą skórę tylko dlatego, że jest biała - przekonuje Krzysztof.
R E K L A M A
Kiedyś spotkał dziewczynę, która pokazała mu możliwości autostopu. Sposobu podróżowania starego jak świat, bardzo popularnego w latach 60. i 70. Okazuje się, że prawdziwy podróżnik nawet bez pieniędzy może zajechać daleko.

- Dzisiaj autostopowicze z tamtych czasów jeżdżą własnymi samochodami i chętnie zabierają takiego gościa jak ja, który z plecakiem stoi przy drodze. Po prostu odzywa się w nich sentyment, wspomnienie własnej młodości, do której wracają, gdy już jedziemy razem.

Numer „na zakochanych”

Atutem Krzysztofa są długie włosy.

- Kiedyś nosiłem krótkie i było ciężko - wspomina. - Może kierowcy myśleli, że to jakiś zbój czai się na drodze? Z długimi włosami sprawiam wrażenie, że jestem studentem, jadę do domu albo na koncert, może jestem „dzieckiem-kwiatem”, więc trochę odlotowym, ale bezpiecznym. Łapię więc kontakt wzrokowy z kierowcą i często w ciągu kwadransa zatrzymuję okazję.

Ale trzeba przestrzegać pewnych zasad. Nie wolno, broń Boże, zakładać na siebie nic jaskrawego, bo wtedy ubiór bardziej przyciąga wzrok kierowcy niż sama twarz, nawet sympatyczna. Czyli żadnych czerwieni, a raczej piasek pustyni albo lekka zieleń. Z małym plecakiem podróżnik wygląda na miejscowego, który chce przejechać kawałek drogi, więc nic ciekawego. Za to duży plecak przy nodze oznacza, że facet jest w dalekiej podróży, więc można z nim pogadać i spędzić interesujące kilka godzin.

Dobry jest numer „na zakochanych”, kiedy przy szosie stoi chłopak z dziewczyną i tulą się do siebie, a jedno z nich macha od niechcenia ręką. Taki obrazek pod każdą szerokością geograficzną robi wrażenie, bo kto z nas się nie kochał, kto obok miłości przejedzie obojętnie?

Takiej parze trudniej jednak podróżować ciężarówkami, bo zwykle w kabinie jest tylko jedno miejsce. Pojedynczy wędrowiec najszybciej zabierze się z kierowcą tira na stacji paliw albo na postoju, gdzie po numerach rejestracyjnych można ustalić, który pojazd z jakiego jest kraju i w jakim jedzie kierunku. Na postój najlepiej przybyć jeszcze wieczorem i umówić się z kierowcą na rano. W ogóle autostopowicz zaczyna wędrówkę o poranku, bo później przy drodze stoją lokalni podróżnicy: uczniowie, rolnicy, przekupki, a po południu lekko zawiani robotnicy wracający „stopem” do domu.

Podobne zasady obowiązują w całej Europie, za wyjątkiem Włoch, gdzie przy autostradach tabliczki ostrzegają „No autostop” i stojący przy jezdni podróżnicy ryzykują karę, którą może na nich nałożyć policja. Chodzi o bezpieczeństwo na drodze, ale - jak mówi Krzysztof - żywiołowi z natury Włosi i tak zatrzymują się, by zabrać wędrowca, zwłaszcza podczas ulewy czy chłodu.

Najważniejsza jest kanapa

Akurat wędrowiec z Kętrzyna zna trochę ten język, bo przebywał w Rumunii kilka miesięcy jako wolontariusz projektu unijnego „Młodzież w działaniu” i pracował z ubogą ludnością, w tym z Cyganami. W takiej roli był również w Gruzji, ale najczęściej podróżuje w systemie CouchSurfing, gdzie „couch” oznacza tapczan, kanapę. Na portalu pod tą nazwą zarejestrowanych jest ponad 2 mln użytkowników. Każdy tworzy swój profil, w którym podaje podstawowe informacje o sobie, w tym zdjęcia, zainteresowania, znajomość języków, a przede wszystkim, co może zaproponować gościom i czego oczekuje w zamian.

Najważniejsza jest kanapa, czyli nocleg, ale liczy się też możliwość zwiedzenia miasta i okolicy, wspólne wyjście do kawiarni czy poczęstunek w domu. Wybierając się w podróż, użytkownik portalu Couchsurfing.org loguje się na stronie, wyszukuje partnera, który może go przyjąć po drodze w danym terminie i nawiązuje z nim internetowy kontakt. Bułka z masłem.

- Nasza społeczność uwielbia mieć gości i być goszczona, ale w pierwszym rzędzie kocha podróże na własną rękę. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś odmówił gościny, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Przyjaciele z portalu dają nocleg i przeważnie coś do zjedzenia, tym bardziej że nie wyglądam na takiego, który może w godzinę opróżnić całą lodówkę. Zwykle wcześniej zgłaszam życzenie, co mnie interesuje. Jeśli jadę, na przykład, do Wiednia, to proszę o pomoc w poznaniu miasta od frontu, a potem od nieznanej strony, której nie ma w przewodnikach turystycznych. Bo to mnie jako fotografika bardziej interesuje. Aparat zawsze towarzyszy mi w podróży, z której zdjęcia zamieszczam w pismach branżowych albo robię z nich wystawy.

Własna ścieżka w trawie

Krzysztof ufa ludziom i - jak dotychczas - nigdy się na nich nie zawiódł. Nawet w Iranie, gdzie Europejczycy są rzadkimi gośćmi, bo zachodnie media straszą ich terroryzmem. Pojechał tam z koleżanką z Warszawy i z dreszczykiem emocji na plecach, licząc na niezwykłe przeżycia w strefie ciągłego zagrożenia wojną - jak słyszał w telewizji.

- Wśród miejscowych wzbudzaliśmy duże zainteresowanie, bez przerwy pytali, skąd przyjechaliśmy, czy Polska to już Skandynawia i jak nam się podoba ich kraj. Byli nam bardzo życzliwi. Po raz kolejny sprawdziło się, że świat według mediów wygląda zupełnie inaczej, niż dotknięty własną stopą - mówi Filipiak.

Nocowali w kilku miejscach, ale najmocniej zapadł im w pamięci postój u Mohammada, młodego sportowca, który zarejestrował swój profil poza Iranem. Uprawia taekwondo, ale choć już stawał na podium najlepszych zawodników świata, to medale zdobywał tylko w Iranie. Nigdy nie pozwolono mu wyjechać na mistrzostwa poza granice kraju, bo mógłby nie wrócić.

W ciągu kilku lat Krzysztof Filipiak przejechał kilkadziesiąt krajów, z których większość zwiedził i sfotografował. Ale to zaledwie trening, przygrywka do wyprawy życia, którą z końcem tego roku chce podjąć z Justyną, koleżanką z Warszawy, o której mówi „zwariowana podróżniczka”. Planują autostopem objechać kulę ziemską w ciągu dwóch lat, oczywiście korzystając z gościny internetowych przyjaciół. Z tej wyprawy mają powstać filmy dokumentalne i bogaty zbiór fotografii. Nie licząc własnych przeżyć, spotkań z ciekawymi ludźmi, możliwości poznawania ich kultury, mentalności, filozofii.

- W takich podróżach stosuję się do maksymy, by nie podążać główną drogą, ale zstąpić z niej i wydeptać własną ścieżkę w trawie. Dlatego nie zabieram przewodników turystycznych, bo wymienione w nich szlaki są już za bardzo wydeptane - powiada Krzysztof Filipiak. Wędrówki „za jeden uśmiech” albo za jeden grosik akurat do takich szlaków nie przystają.

Marek Książek

PS. Krzysztof poszukuje życzliwych sponsorów, którzy pomogą mu odbyć podróż życia.

Z D J Ę C I A
REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.