W Kawiarni Literackiej Książnicy Polskiej odbyło się dziś (22.09) spotkanie z Bronisławem Wildsteinem, dziennikarzem, publicystą i pisarzem w jednej osobie. Promował swą najnowszą książkę „Czas niedokonany” - epicką opowieść przedstawiającą losy ludzi wplątanych w historię XX wieku.
Powieść obejmuje czas od pogromu we wsi pod Pińskiem do rzeczywistości III RP. Autor wikła drogi głównych bohaterów. Śledzimy zatem losy kilku pokoleń rodziny Broków, którym historia nie oszczędziła niczego - ani cierpienia, ani zdrady, ani zbrodni, ani ideologicznego zaczadzenia. Książka jednocześnie jest też zapisem oraz próbą zrozumienia doświadczeń, które ukształtowały dzisiejszą Polskę, od krwawej rewolucji 1905 roku przez pełną nadziei Solidarność po marność III Rzeczpospolitej. I choć powieść jest mocno osadzona w realiach i „politykująca”, to jednak na samym wstępie spotkania Bronisław Wildstein zaznaczył, że przyszedł na nie jako pisarz i nie odpowie na żadne polityczne zaczepki.
- Jestem pisarzem. Czuję się bardziej pisarzem niż publicystą. Piszę, bo muszę. To najcelniejszy sposób komunikowania się z ludźmi. Moje przeżycie, doświadczenie stwarzać ma taką wartość, że warto się z moimi przeżyciami skonfrontować. W tym sensie to moja misja. Potrzeba i przyjęcie tego czegoś, co najlepszego potrafię zrobić - stwierdził pisarz.
Jednocześnie zauważył, że bardzo lubi czytać na spotkaniach autorskich fragmenty swych powieści. Jak dodał, jest to tak jak z muzykiem, który dzięki swej muzyce nawiązuje kontakt z odbiorcą.
- Zawsze zazdrościłem muzykom, że poprzez swe utwory mają bliską więź ze słuchaczami. Ja czuję się czasem jak rozbitek, który wsadza kartkę do butelki i wrzuca do oceanu. Nie wie, kto ją wyłowi i przeczyta. Ja też nie wiem, na kogo trafi moja powieść - dodał Wildstein.
Autor „Czasu niedokonanego” zauważył, że jego powieść ma pokazywać nasze wspólne doświadczenia, bo nasza polska perspektywa jak dotąd nie została opisana, a jest ważna i specyficzna, warta poznania. Potem Wildstein zaznaczył, że żyjemy w czasach głębokich podziałów nie tylko społecznych, ale też ideologicznych. Linia podziału przechodzi przez rodziny. Czasem w jednej trafia się rozdźwięk tak silny, że aż trudno uwierzyć.
Bronisław Wildstein uważa, że literatura nie powinna być polityczna i opowiadać się za jakąkolwiek polityką czy partią. Śmieszy go przypisywanie do prawicowej opcji. Uważa, że jako publicysta czuje się prawicowym, ale jako pisarz, który pisze historie ludzi, tworzy na bazie własnych doświadczeń i doświadczeń swego pokolenia i swoich przodków. Nie chce tworzyć literatury pod zamówienie publiczne, elitarnej i hermetycznej.
- Nie piszę dla konkretnych osób. Trzeba pisać tak, by mój przekaz był czytelny i zrozumiały dla wszystkich - powiedział.
Śmieszy go też stwierdzenie, że dopiero po śmierci zostanie właściwie doceniony.
- Muszę przyznać, że na pewno zza grobu odniosę zwycięstwo, ale ja jednak wolałbym wcześniej, jeszcze za życia - stwierdził z uśmiechem. Na sugestię jednego z czytelników, przytaczającego słowa księdza Twardowskiego, że twórca powinien mieć łatwość życia i umierania, zauważył, że łatwość życia już ma, ale co do łatwości umierania nie jest jeszcze na to przygotowany. Lubi żyć, pisać i odwzorowywać życie, pasje ludzi i obrazy.
- Czuję się bardziej pisarzem niż publicystą i dziennikarzem, którymi bywam od czasu do czasu. To pisarstwo jest moją największą pasją - przyznał.
I chyba ma słuszność. W sumie można było się przekonać, że wcielenie Bronisława Wildsteina - pisarza było o wiele sympatyczniejsze i bardziej intrygujące niż dziennikarskie. Zdecydowanie.
Z D J Ę C I A