Anna Wanda Andrusikiewicz, z domu Ender, urodziła się 2 grudnia 1926 r. w Wilnie. Jest osobą bardzo ciekawą, pomimo podeszłego wieku, jest ciągle aktywnym przewodnikiem PTTK po Warmii i Mazurach. Jednak dzisiejsze (13.09) spotkanie z panią Anną w kawiarnio - księgarni Tajemnica Poliszynela, nie dotyczyło naszych ziem, a przynajmniej nie bezpośrednio. Dziś najważniejszym tematem były wspomnienia z okresu II wojny światowej. Bohaterka dzisiejszego wieczoru miała wtedy niespełna 13 lat.
Anna Andrusikiewicz urodziła się w rodzinie z tradycjami wojskowymi, jej ojciec był kapitanem Wojska Polskiego pełniącym służbę w Twierdzy Brzeskiej, matka była nauczycielką. Pani Anna bardzo ciepło wspomina lata przedwojenne i o tych latach chętnie dziś opowiadała. Pamięta np. spływ kajakowy z 1938 r., który odbył się w okolicach Jeziora Augustowskiego, a stanowił dla niej nagrodę za bardzo dobre oceny z egzaminu wstępnego do gimnazjum.
Jak mogliśmy się dowiedzieć, autorka wspomnień w 1939 roku pełniła służbę harcerską w schronie w Poznaniu, do którego rodzina sprowadziła się niedługo po jej narodzinach. Ciekawostką może być to, że według nalotów niemieckich samolotów we wrześniu 1939 roku można było regulować zegarki - wiadomym było, że po jednym nalocie i wycofaniu się samolotów na lotniska, ludność cywilna miała około dwóch godzin na odpoczynek, a dzieci w swojej beztrosce na zabawy, jako że wrzesień 1939 był miesiącem bardzo ciepłym i pogodnym. Niestety, praktycznie zaraz po wybuchu wojny ojciec Anny Andrusikiewicz trafił do obozu jenieckiego jako oficer WP, w którym przebywał do końca wojny.
Tytuł niniejszego materiału nawiązuje do treści listu ojca z obozu jenieckiego, który w przedziwnych okolicznościach trafił do rodziny w październiku 1939. Bohaterka stwierdziła, że wtedy właśnie zrozumiała sens słów ojca: „bądź dobra, dobro zawsze powróci do ciebie w ten czy w inny sposób, w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie”.
Ciekawych opowieści dzisiejszego gościa Tajemnicy Poliszynela można by było słuchać godzinami, jednak czas jest nieubłagany i to, co najciekawsze zawsze kończy się nie wtedy kiedy byśmy chcieli. Można jedynie zaapelować, żeby w miarę możliwości właścicielka kawiarni zaprosiła jeszcze raz panią Annę Wandę Adrusikiewicz, by mogła snuć swoje opowieści o wojnie i nie tylko.
Z D J Ę C I A