Od lewej: Sasha i Agnieszka Knjažević w Tajemnicy Poliszynela
(fot. Ad-Ka) |
Więcej zdjęć »
Na koniec letniej kanikuły „Tajemnica Poliszynela” zaprosiła olsztynian w sobotni (27.08) wieczór na niezwykłą podróż do Dalmacji, krainy nad Adriatykiem, należącej częściowo do Chorwacji, a częściowo do Czarnogóry. Były prezentowane zdjęcia nie tylko z pięknymi widokami, ale też poczęstunek specjałami tamtejszego stołu.
To zaskakujące, ale Dalmacja kojarzy się Polakom jedynie z Dubrownikiem, a przecież to niezwykły rejon nadmorski, pełen malowniczych skał, wysp i wysepek. Dalmacja rozciąga się wzdłuż wybrzeża Adriatyku, od wyspy Pag na północy, aż po Bokę Kotorską (Zatokę) na południu, tworząc pas o szerokości do 50 km i długości około 400 km. Obejmuje ona również około 1000 przybrzeżnych wysp, w większości skalistych i niewielkich.
O tej niezwykłej, przepięknej krainie opowiadało polsko-dalmatyńskie małżeństwo Agnieszka i Sasha Knjažević. Para poznała się przypadkiem, w niezwykle romantycznych okolicznościach.
- To był typowy wakacyjny romans. Pojechałam na wakacje do Trogiru. Siedziałam w kawiarni, a tu podchodzi kelner i mówi, że tego drinka przesyła mi ten pan ze stolika obok... Potem potoczyło się jak w typowym Harlequinie, spotkania, wielka miłość i wesele - wspomina Agnieszka.
Teraz oboje mieszkają i pracują w Olsztynie. Jednak Sasha bardzo tęskni za swym miastem, krajem i tak często, jak tylko mogą, wyjeżdżają do Dalmacji. Oboje kochają ten skalny, spalony słońcem południa zakątek. Nie bez racji. Dalmacja urzeka na każdym kroku klimatem, naturą, otwartością i gościnnością mieszkańców.
- Zwykło się mówić, że to Polacy są gościnni, ale nie ma tu porównania z Dalmatyńczykami. To gościnność bez granic. Nieporównywalna z inną. Otwarcie na ludzi i świat. Wszak Dalmatyńczycy żyją z turystyki i turystów - dodaje Agnieszka.
Dalmacja w starożytności zamieszkana była przez Ilirów. Jednym z ich plemion byli Dalmatowie. Stąd właśnie nazwa krainy. W VII i VI wieku p.n.e. swoje kolonie założyli tu Grecy. Potem pojawili się Rzymianie. Głównym miastem rzymskiej Dalmacji była Salona, skąd pochodził cesarz Dioklecjan. Władca ten na planie wojskowego obozu rzymskiego wybudował w Splicie swój pałac z wieżami i murami. Obecnie obiekt ten wpisany jest do dziedzictwa kulturowego UNESCO.
- Jednak turyści przybywający do Splitu na próżno szukają tego pałacu. Mają z tym niemały problem - śmieje się Sasha.
- To dlatego, że obiekt ten wniknął w pejzaż starej części Splitu. To chyba jedyny przypadek w historii, gdzie w elementy dawnej architektury wpleciono kolejne budynki, które wrosły i stały się całością wraz z antyczną budowlą.Na zdjęciach można było zobaczyć te elementy zespolone ze średniowiecznymi, secesyjnymi i współczesnymi budynkami. Spore wrażenie robi zwłaszcza apartament Dioklecjana z dziurą w dachu, tak przemyślnie skonstruowany, że nawet w największe deszcze nie skapuje do środka ani jedna kropla.
Dalmatyńczycy to naród, którego dzieje od zawsze związane były z morzem. Kochają swoje skaliste wysepki, ze skąpą szatą roślinną, ale za to z pełnymi uroku widokami, kryształowo przejrzystą wodą i bogactwem fauny. Sasha ma ukochaną wysepkę, Drvenik Mali, gdzie zapuszcza się na nurkowanie i połowy ryb, ośmiornic, krewetek i różnych frykasów z muszli. Jego zdaniem, morze to całe bogactwo pysznych rzeczy. Dalmatyńczycy uwielbiają dorsze. To u nich najdroższa ryba, bo unikalna. Jest potrawą wigilijną, jak u nas karp.
Jacy są Dalmatyńczycy? Leniwi, ale dlatego, że klimat temu sprzyja, a poza tym, nie muszą specjalnie się wysilać do pracy, bo natura daje im możliwość nic nierobienia. Zarabiają na turystach, którzy cały rok tu ściągają z mniejszym lub większym nasileniem.
Dalmatyńczycy korzystają więc z uroków życia. Pracę wykonują w krótkich przerwach między wypoczynkiem, a ten pełen jest dobrego jedzenia, wina, muzyki i zabawy.
- Piją wino od rana do wieczora, ale, co zaskakujące, większość z nich nigdy się nie upija. Rozcieńczają wino wodą i konsumują jego ogromne ilości - mówi Agnieszka.
Olsztynianie mieli okazję poznać taki właśnie winny drink zwany, nie wiedzieć dlaczego - bambusem. Składa się on z wytrawnego wina i Coca-Coli. Smakuje wybornie. Dodatkowo poczęstowano przybyłych bałkańskim burkiem - to rodzaj rozwałkowanego ciasta z kilku warstw z dodatkiem sera. Tylko w Bośni burek jest mięsny. Na deser podano delikatny kremik z jajek zmieszanych z mlekiem i biszkoptami.
Przy tak interesujących potrawach goście „Poliszynela” opowiadali o zwyczajach ślubnych (cięciu tortu maczetą) i pieczeniu jagnięcia na specjalnych rożnach. Można się było dowiedzieć, że dobra ośmiornica powinna „wychłodzić się” w lodówce około roku, by była smaczna, a jagnięcina to najwspanialsze mięso dla każdego Dalmatyńczyka.
Symbolem Dalmacji jest osioł, ale herbem leopard (tego z zaskoczeniem Dalmatyńczycy dowiedzieli się niedawno, bo sądzili, że mają w herbie lwy). Agnieszka żartobliwie wspomniała, że każdy Dalmatyńczyk utożsamia się z osłem. Sasha dodał, że ten zwierzak to symbol pracowitości i uporu. Dalmatyńczycy niegdyś ciężko pracowali, by utrzymać siebie i rodziny. Dziś korzystają z dobrodziejstw cywilizacji. Przy okazji spotkania była też nauka podstawowych zwrotów po dalmatyńsku. I tak „dzień dobry” to „dobar dan”, ale już „do widzenia” to „dovidjenja„” lub częstsze „adijook” (z odniesieniami do włoskiego).
Agnieszka zwróciła też uwagę, że Polacy, będąc w Dalmacji, nie powinni mówić „kurcze”, ponieważ jest to bardzo wulgarne słowo. Poza tym warto wiedzieć, że Dalmatyńczycy notorycznie używają przekleństw - od malucha po staruszka. I nie należy się tym przejmować.
- Tam przekleństwo to tak jak „dzień dobry”, jakby przecinek. Klną dzieci na ulicach, babcie przy wnukach, nawet eleganckie, dystyngowane osoby. To druga natura Dalmatyńczyków - śmieje się Agnieszka.
Spotkanie mogłoby trwać jeszcze drugie tyle czasu, ponieważ było wiele pytań do gości. Jednak jakoś nikt nie zapytał , dlaczego łaciatym psom gończym hodowanym w tym kraju nadano nazwę „dalmatyńczyk”? A może to pytanie na kolejne spotkanie z Dalmacją.
W tygodniu bałkańskim, który za tydzień zakończy spotkanie z Albanią, książki w „Poliszynelu” sprzedawane są z rabatem 5 %. Jest sporo ciekawej literatury młodych twórców chorwackich i serbskich. Warto się skusić!
Z D J Ę C I A