A może by tak małe jasne?
Obudził mnie dziś potworny ból głowy. Krótkie podsumowanie - No tak, spałem tylko 3 godziny. Wczoraj i przedwczoraj też nie było lepiej. Szybko się zbieram w sobie. Czas wystartować do pracy.
W locie łapię coś do zjedzenia i zasiadam przed klawiaturą komputera. Trzeba przebrnąć przez stosy notatek i coś wykreować. Z początku idzie opornie, ale z każdą chwilą coraz lepiej. Cóż, ruszyła w końcu maszynka.
W przerwie włączam wiadomości w telewizji. Niby relaks, ale nie do końca. Trzeba po prostu wiedzieć, co się dzieje. Na ekranie szczebiocze panienka słodkim głosikiem:
- Szanowni Państwo, dziś, 12 sierpnia, mamy szczególny dzień, wielkie święto. Dziś Dzień Pracoholika...
Na okrasę proponuje obejrzeć wyścig szczurów... wiadomo, szczury ścigają się do osiągnięcia celu, sukcesu. Zupełnie jak ludzie. Więc wygląda, że to niby moje święto. Potem następuje wyliczanka, z której wynika, że statystyczny Polak ponad 40 godzin spędza w pracy. Zajmuje tym samym trzecią lokatę w Europie. Jednak ilość czasu spędzanego w pracy nie przekłada się na jej jakość i efektywność. Pod tym względem zajmujemy końcowe pozycje. Zatem, mimo spędzania wielu godzin w pracy, nie najlepiej pracujmy.
Jednak te dane statystyczne chyba mnie tak do końca nie dotyczą. Pracuję sam średnio po 10-15 godzin na dobę, każdego dnia. W święta i niedziele również, a właściwie przede wszystkim w te wolne od pracy dni mam nadmiar zajęć. Nie tylko ja tak szarżuję. Wielu moich znajomych również. Przyzwyczajony jestem do twardego rytmu pracy, zarywania nocy, intensywnego wysiłku... na przyjemności i relaks brakuje nie tylko czasu, ale i chęci. Człowiek przemęczony nie ma na nic ochoty. Czy uczestniczę w przysłowiowym „wyścigu szczurów”? Zapewne. Innej opcji na razie nie ma. Jeśli chce się być, to trzeba mieć. Bez posiadania nie ujedzie się nawet na krok.
Jednak pracoholik, a takim jestem niewątpliwie, płaci za sukcesy sporą cenę. Osiąga to, co mu najbardziej odpowiada - powodzenie, prestiż, sukces, czasem sławę. Płaci jednak za to samotnością, często skłóceniem z rodziną, która nie rozumie jego aspiracji. Zerwaniem więzi przyjacielskich, uczuciowych, stratą wpływu na dzieci. Jednak pracoholik nie potrafi zrezygnować z adrenaliny, jaką daje mu praca, sukcesy zawodowe, nawet te najmniejsze. Prze do przodu, bo tak jest zaprogramowany na życie...
Przyglądam się sobie. Jestem pracoholikiem. Na razie dobrze się z tym czuję i jakoś daję radę. Ale czy do końca jestem tym pracoholikiem? Jeszcze umiem rzucić wszystko i odpoczywać... ale o urlopie nie ma mowy. Więc chyba ze mnie jest pracoholik. Dobrze się czuję wśród ludzi tak samo zakręconych, jak ja.
Więc może zakrzyknijmy „Pracoholicy wszystkich krajów łączcie się”, może coś z tego wyniknie dobrego? Póki co świętuję, oczywiście pracując. Chyba jednak na to konto strzelę sobie jasne pełne dobrej, wiadomej marki (nie powiem jakiej, bo to kryptoreklama). Poświętuję sobie Dzień Pracoholika, a co!