I co dalej? Kierujący tym samochodem zawrócił. Inni nie... |
Więcej zdjęć »
Od kilku dni budowniczowie nowej ul. Artyleryjskiej w Olsztynie zapowiadali, że w nocy z soboty na niedzielę (30/31.07) otworzą przejazd przez nowy wiadukt łączący ul. Partyzantów z al. Wojska Polskiego. I otworzyli. Zapowiadali też, że w tym samym czasie, na około dwa miesiące, zamkną ul. Dąbrowskiego, by poprawić biegnące pod nią instalacje. I zamknęli, ale nie do końca...
Kto dzisiaj pojawił się w rejonie ul. Dąbrowskiego, mógł odnieść wrażenie, że budowniczowie nowej ulicy Artyleryjskiej blefowali. Ruch na rzekomo zamkniętej ulicy odbywał się „normalnie”. W obie strony chodzili ludzie, jeździły rowery, motorowery, samochody osobowe z rejestracjami z całej Polski, karetki i inne busy. Brakowało tylko ciężarówek.
Bliższe przyjrzenie się sytuacji wykazało jednak, że ani piesi, ani rowerzyści, ani samochody po ulicy Dąbrowskiego poruszać się nie powinny, o czym informowały stosowne znaki. Były nawet przeszkody w postaci metalowych i plastikowych zapór. Ale zagradzający ulicę zaporami od strony ul. Gietkowskiej pozostawili tyle miejsca, że obok zapór mógł przejechać nie tylko rower czy samochód osobowy. Natomiast plastikowe zapory od strony al. Wojska Polskiego okazały się na tyle lekkie, że „ktoś” je przesunął, praktycznie otwierając wjazd i wyjazd z ul. Dąbrowskiego. Z tych „luk” w zabezpieczeniu ulicy skwapliwie korzystał, kto mógł, nic sobie nie robiąc ze znaków zakazujących przejścia i przejazdu. Tylko nieliczni z licznych, którzy dojechali starą ul. Artyleryjską i Gietkowską pod zaporę na ul. Dąbrowskiego zdecydowali się zawrócić.
Zapytaliśmy kilku kierowców, którzy zdezorientowani zatrzymali się przed zaporą na ul. Dąbrowskiego, dlaczego wjechali w tę ulicę? -
Nie ma żadnych znaków, że ta ulica jest zamknięta - padała najczęściej odpowiedź.
Sprawdziliśmy. Nasi rozmówcy mijali się z prawdą. Od wjazdu w ul. Artyleryjską z ronda Ofiar Katastrofy Smoleńskiej, do zapory na ul. Dąbrowskiego, naliczyliśmy co najmniej 7 znaków informujących o zakazie ruchu na ul. Dąbrowskiego i jeszcze kilka informujących, że ul. Artyleryjska jest ulicą ślepą.
Skąd więc twierdzenia, że zamknięcie ul. Dąbrowskiego nie zostało właściwie oznakowane. Wytłumaczeń może być kilka. Po pierwsze: jeździmy „na pamięć”. Po drugie, znaków drogowych, przydrożnych tablic informacyjnych i kolorowych reklam jest już tak dużo, że przestaliśmy patrzeć na to, co przy drodze stoi. Po trzecie: człowiek ma ograniczone możliwości percepcji. Jeżeli na krótkim odcinku drogi stoi kilkadziesiąt znaków, często po kilka na jednym słupku, to nie ma takiego mądrego, który byłby w stanie jednocześnie uważać na rozkopaną drogę, na innych użytkowników drogi i wszystkie znaki i tablice drogowe, nawet jeżeli byłyby one bardzo ważne.
Teoretycznie odpowiedzialnym za oznakowanie zamknięcia ul. Dąbrowskiego nic zarzucić nie można. Znaków i informacji jest aż za dużo. No właśnie - za dużo! I to może być zarzut. Bo cały odcinek nowo budowanej ulicy Artyleryjskiej i ulic przyległych jest „kolorowy”, z przewagą czerwieni i bieli. W tym barwnym galimatiasie giną ważne informacje. Tak jak dziś wielu kierowcom zginęły te mówiące o zamknięciu ul. Dąbrowskiego.
Nieśmiało przypominam też, że znaki drogowe nie są jedynym sposobem na przekazywanie kierowcom ważnych informacji. Jest prasa, radio, telewizja, internet. Te kanały w sprawach związanych ze zmianami w organizacji ruchu drogowego w Olsztynie są ciągle zbyt słabo wykorzystywane. Może czas pomyśleć o innych niż znaki sposobach komunikacji z kierowcami. Chyba, że odpowiedzialni za organizację ruchu drogowego w mieście satysfakcję czują tylko wtedy, gdy na ich głowy „lecą gromy”...
Z D J Ę C I A
F I L M Y