Po 7 latach członkostwa w najbardziej zaawansowanej światowej strukturze integracyjnej Polska stanęła na okres 184 dni na jej czele, choć dzieje się to w szczególnie trudnym momencie dla całej Unii Europejskiej. Mimo fatalnej pogody początek był niezły - w sensie rangi przybyłych gości, ogólnego nastroju i rozmachu licznych uroczystości. Zapomniano jedynie, że do Unii weszliśmy dzięki żmudnej pracy wielu sił politycznych, zaś ostatnim ogniwem owej swoistej sztafety był lewicowy rząd, który sfinalizował negocjacje w Kopenhadze i przeprowadził skomplikowane referendum akcesyjne. Z dzisiejszej perspektywy widać jasno, iż ówczesne oczekiwania i nadzieje Polaków spełniły się w ogromnej większości.
Po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego rola rotacyjnego przewodnictwa w UE (w ramach kolejnych trio, w naszym przypadku z Danią i Cyprem) nie jest już tak znacząca jak wcześniej, ale trzeba zrobić wszystko, aby była to udana polska prezydencja. Wspólna a nie koalicji PO-PSL. Dlatego szkoda, że proponowana od wielu miesięcy przez Klub SLD, sejmowa debata z udziałem premiera o przygotowaniach rządu i naszych priorytetach odbyła się dopiero trzy dni przed 1 lipca. Poza wszystkim oznaczało to naruszenie kontrolnej funkcji rządu, gwarantowanej jasno przez konstytucję. Już teraz też widać polityczne zagrożenia wewnętrzne, jakim stał się świadomy wybór dokonany przez tę ekipę terminu naszej prezydencji, zbiegającej się z wyborami parlamentarnymi. Istnieją poważne obawy, iż zostanie ona wykorzystana przez obecny gabinet do swoistej autokreacji, a przez PiS-owską część opozycji do „podstawiania nogi” rządowi. Można zatem było zawrzeć wcześniej porozumienie głównych sił politycznych w interesie polskiej racji stanu, aby uniknąć scenariusza, jaki zdarzył się w Czechach.
Dziś Polska dysponuje w Unii kilkoma atutami. Są wśród nich wyjątkowo wysokie, bo aż 83%-we poparcie społeczne dla procesu integracji oraz niezła - w porównaniu np. do państw tzw. grupy PIGS - sytuacja gospodarcza. Ale WSPÓLNIE musimy zmierzyć się z niebezpiecznym sprzężeniem dwóch kryzysów. Pierwszy wziął się z faktycznego odejścia (vide wynik referendów we Francji i Holandii nad projektem Traktatu Konstytucyjnego) od federalnej koncepcji integracji europejskiej, a drugi ujawnia się w związku z trwającym, globalnym kryzysem finansowo-gospodarczym. I to w sytuacji, gdy - kontrastowo - ma miejsce ogromny rozwój szeregu państw pozaeuropejskich, zwłaszcza Chin, Indii, Brazylii, ale także Turcji. Co więcej - nieprzewidywalny jest kierunek zmian w świecie arabskim. Ujawnił się ponadto niedostatek unijnej polityki migracyjnej, a w tym kontekście próby niektórych państw członkowskich wprowadzenia ograniczeń funkcjonowania - tak ważnych dla zwykłych obywateli - mechanizmów wypracowanych przed ćwierćwieczem w maleńkiej wiosce luksemburskiej Schengen. Wreszcie widoczne są usiłowania zmniejszenia budżetu unijnego (nawet do mniej niż 1% łącznego PKB 27 krajów) w następnej perspektywie finansowej, na lata 2014-2020.
Jaka powinna być w takich okolicznościach odpowiedź, a zarazem propozycja Warszawy, leżąca tak w naszym interesie, jak i wspólnym - unijnym? Kluczowe wydaje się przekonanie pół miliarda obywateli Unii, że jedynie GŁĘBSZA integracja tworzy najlepsze warunki skutecznego zwalczania kryzysu gospodarczego. To również najlepsza droga do przyspieszenia, będącego wciąż in statu nascendi, procesu kształtowania się wspólnego, europejskiego społeczeństwa obywatelskiego. EUROPEJSKA SOLIDARNOŚĆ (również w odniesieniu do Grecji) musi wziąć górę nad narastającymi egoizmami narodowymi. To przesłanie jest po stokroć ważniejsze od skądinąd także potrzebnych symboli i gadżetów (bączki itd.) polskiej prezydencji, projektów promocji naszego kraju, wystaw, a nawet nowatorskiego filmu Tomasza Bagińskiego o naszym „tańcu z Europą”). I o to w istocie powinno chodzić, a nie o prymitywnie pojmowane „wyciskanie brukselki”.
Trzy strategiczne priorytety ogłoszone dopiero przed miesiącem: „Integracja europejska jako źródło wzrostu”, „Bezpieczna Europa” - też w aspekcie bezpieczeństwa energetycznego oraz żywnościowego i „Europa korzystająca na otwartości” nie są kontrowersyjne. Inna sprawa, iż są one nader ogólnikowe, a nawet nieco eklektyczne. Ważne by zostały wypełnione konkretną treścią, a nie posłużyły głównie do uzasadnienia każdego osiągnięcia, czy usprawiedliwienia ujawnionych słabości. Z pewnością Polska powinna dążyć do umocnienia integracji, w tym systemów społecznych, do koordynacji prawa pracy, polityki energetycznej, do promocji innowacyjności itd. Zarazem przeciwstawiać się próbom tworzenia Unii różnych prędkości.
Szkoda, że nie mamy do czynienia z próbą zaproponowania poważnej debaty o przyszłości wspólnoty europejskiej. Także w odniesieniu do Strategii „Europa 2020”, przyjętej w ub.r., zakładającej oparcie gospodarki Unii na trzech filarach: wiedzy i innowacjach, właściwym korzystaniu z dostępnych zasobów oraz na wysokim poziomie zatrudnienia i spójności społecznej. Niepowodzenie Strategii Lizbońskiej powinno skłaniać do przeznaczenia wspólnych, minimalnych kryteriów wydatków na naukę i szkolnictwa wyższego (np. 1,5% PKB). Brak wewnętrznej dyskusji o priorytetach zaowocował też brakiem przedstawienia przez rząd własnego, realnego harmonogramu przystąpienia Polski do strefy euro, po swoistym blamażu, jakim była w swoim czasie krynicka zapowiedź premiera uczynienia tego w 2011 r.
Dobrze natomiast, że kontynuowany będzie Program Partnerstwa Wschodniego z planowanym szczytem w Warszawie. Są szanse na finalizację negocjacji akcesyjnych z Chorwacją, przyspieszenie tych negocjacji z Turcją oraz zawarcie porozumienia stowarzyszeniowego z Ukrainą. Duże znaczenie miałoby ustanowienie nowych ram współpracy unijno-rosyjskich. Wyjaśnienia wymaga wreszcie mętne stanowisko rządu w kwestii Karty Praw Podstawowych Unii. Platforma Obywatelska uległa przed kilku laty swoistemu szantażowi PiS-u i Polska nadal pozostaje sygnatariuszem tzw. Protokołu Brytyjskiego, ograniczającego naszym obywatelom pełne korzystanie z zapisów Karty. Rzadko używam tego sformułowania, ale to rzecz haniebna. Ponawiam przeto pytanie, które dopiero co postawiłem premierowi Tuskowi w Sejmie - czy i kiedy owa kuriozalna sytuacja ulegnie zmianie?
Tadeusz Iwiński