W ciągu ostatnich dni wiele osób posiadających prawo użytkowania wieczystego gruntów miasta Olsztyn przeżyło szok, po otrzymaniu nowych cen rocznej opłaty. Były o kilkaset procent wyższe. Informowały o tym wszystkie lokalne media. Podwyżki sięgały nawet około 1000%.
Kiedy na początku lat osiemdziesiątych otrzymałam szansę na zbudowanie garażu na gruncie miasta i uzyskałam prawo użytkowania wieczystego gruntu uważałam się za „dziecko szczęścia”. Tym bardziej, że przedstawiciel miasta zapewnił 29 przyszłych użytkowników, że droga, która prowadziła do garaży (pełna dziur, o miękkim i piaskowym podłożu) zostanie utwardzona, a „egipskie ciemności” znikną, bo pojawią się latarnie. Padło nawet stwierdzenie, że będzie doprowadzona woda (do mycia samochodów) i przygotowany kanał do napraw i oglądu podwozia.
Po 23 latach jedyne co mogę powiedzieć o spełnieniu obietnic, to to, że nic nie zrealizowano. Otrzymaliśmy tylko podwyżkę opłaty o... 933%. Garaże leżą przy ul. Stefana Wyszyńskiego.
Ponieważ droga do garażu pełna była dziur, zaraz po wybudowaniu musiałam z niego zrezygnować, bo rozbiłam miskę olejową auta. W dodatku bałam się ciemności, jakie panowały w ciągach garażowych. Niestety, z pracy wracałam nocą. Auto zaczęłam trzymać na płatnym parkingu. Garaż stał się dla mnie zbytecznym balastem. Aby się go pozbyć postanowiłam wykupić grunt pod garażem na własność. Bez tego nie miałam szans na dokonanie transakcji.
Czasy się zmieniały, opodal wyrosły nowe domy z nową infrastrukturą i garażami. Garaże sprzed kilkunastu lat i to w takim anturażu nikogo nie interesują.
W 1999 r. pojawiła się szansa zmiany prawa wieczystego użytkowania gruntu w prawo własności. Dowiedziałam się o tym przez przypadek. Złożyłam potrzebne dokumenty. Czekałam ponad pół roku (terminy załatwiania spraw nie obowiązują w olsztyńskim urzędzie?). W tym czasie siedmiokrotnie przychodziłam, aby zapytać, kiedy moje podanie zostanie załatwione?
Pozwolę sobie nie cytować ani tonu pań urzędniczek, ani ich odpowiedzi, bo w dzisiejszych czasach ani jedno, ani drugie by nie przeszło. Dlaczego? Otóż dlatego, że dzisiaj każdą taką skandaliczną sprawę nagłośnią media.
Oczywiście, nie tylko ja mam sprawę nie załatwioną, ale masa ludzi, tylko dlatego, że z problemem nie poradził sobie Wydział Mienia, a konkretnie jego naczelnik nie umiał zorganizować pracy. Parę dni temu z nim rozmawiałam. Nie ma sobie nic do zarzucenia. Arogancja jak przed ośmiu laty. Dziś też jest szefem. Innego wydziału. Czy poradziłby sobie w kryzysowej sytuacji? To pytanie pozostawiam do odpowiedzi poszkodowanym, bo w związku z opieszałością Wydziału Mienia poważna liczba petentów została skrzywdzona. Dziś za analogiczne przekształcenie muszą zapłacić 10 razy więcej, bo Trybunał Konstytucyjny wstrzymał proces przekształceń.
W innych miastach zdecydowano, że wszystkie podania złożone przed terminem wstrzymania przekształceń zostaną załatwione. W Olsztynie nikt nie widział takiego powodu. Dlaczego? Czy ktoś poniósł jakieś konsekwencje za nieudolne działania? Wątpię, ale pytam.
Oczywiście, garażu nie sprzedałam. Mam ten nieużyteczny strup na głowie i nadal dwie opłaty za trzymanie samochodu pod dachem. Nie o to mi chodzi, żeby nie uaktualniać cen gruntów, bo to jest konieczne, ale chodzi o to, żeby miasto dotrzymało obietnic, czego nie doczekali się przez 23 lata właściciele garaży przy Wyszyńskiego. Chodzi mi też o to, aby osoby, które nie radzą sobie w trudnych sytuacjach (jaka miała miejsce w 1999 r.) nie miały później szans na awanse, nagrody, podwyżki. Bo tak naprawdę to otrzymują je nie od prezydenta, ale z naszej kieszeni. I o to mam żal i pretensje.
Z mojego, bardzo osobistego felietonu można wyciągnąć wniosek, że wszyscy urzędnicy w ratuszu są źli, albo, że ja tak ich oceniam. Nie tak to widzę, bo znam miejsca, gdzie każda sprawa jest dobrze i szybko załatwiona, a życzliwość dla interesanta naprawdę duża. Np. Biuro Rady Miasta, pani Żywicka z pokoju 105 czy dział opłat na parterze, to miejsca przyjazne dla mieszkańców. Wielu takich miejsc nie znam, ale nie wszędzie bywam.
Cieszę się z pozytywnej zmiany w sekretariacie samego prezydenta, gdzie obecnie pracuje po prostu urzędniczka - sekretarka, w miejsce uprzednio urzędującej obrażonej na wszystkich królewny.
Wierzę, że urząd może być przyjazny mieszkańcom, a stara zasada: urzędnik twój pan nie będzie tu obowiązywała. Zastąpi ją dewiza: pracujemy dobrze żebyś był z nas zadowolony, ale do tego jeszcze chyba trzeba trochę czasu.
Dlatego ten felieton dedykuję panu prezydentowi.