Lubię barwne francuskie przysłowie, że „Chleb szczęścia posmarowany jest masłem z obu stron”. Jednak w życiu zdarza się tak nader rzadko i na ogół masła brakuje z jakiejkolwiek strony. Ta maksyma przypomniała mi się w związku z nagłym oskarżeniem Dominique’a Strauss-Kahna, dyrektora zarządzającego Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wieloletniego ministra francuskiego oraz zdecydowanego faworyta w przyszłorocznych wyborach prezydenckich nad Sekwaną, o próbę gwałtu na pokojówce w nowojorskim hotelu „Sofitel” i zatrzymaniem na lotnisku, na chwilę przed odlotem samolotu Air France do Paryża.
Tak się składa, że znam niemal całą czołówkę francuskich socjalistów od lat. Byłem z ramienia SdRP i SLD na wielu ich zjazdach, gdyż jest to partia niezwykle żywa oraz innowacyjna w sensie intelektualnym. To np. obecna I sekretarz tej partii (to słownictwo wciąż jest tam stosowane) Martine Aubry (córka długoletniego szefa Komisji Europejskiej Jacque’a Delorsa) i zarazem mer Lille - jako minister zatrudnienia i solidarności - przeforsowała przed laty słynną reformę o skróceniu tygodnia pracy do 35 godzin, co miało doprowadzić do zmniejszenia bezrobocia. FPS miała całą plejadę wybitnych polityków, w tym długoletniego prezydenta Francois Mitterranda i szeregu premierów, np. Fabiusa, Rocarda, czy Jospina. Dziś ton tej formacji nadają - poza Aubry - Segolene Royal (kobieta o czarującym uśmiechu), prezydent regionu Poitou-Charentres, która przegrała nieznacznie z Nicolasem Sarkozy batalię o funkcję głowy państwa w 2007 r., jej towarzysz życia (mają czworo dzieci w ramach związku partnerskiego) i poprzedni lider FPS Francois Hollande, Laurent Fabius i (właśnie) Strauss-Kahn.
Ten ostatni był kilkakrotnie w Polsce, m.in. na zaproszenie SLD, za rządu Leszka Millera. Zapamiętałem go jako spokojnego, wyważonego człowieka, solidnego ministra finansów, gospodarki i przemysłu. Panowała opinia, iż Sarkozy - walcząc przed laty o stanowisko w Międzynarodowym Funduszu dla Strauuss-Kahna - chciał się pozbyć najgroźniejszego potencjalnego kandydata w walce o reelekcję, wiosną 2012 r. Sarkozy jest bowiem obecnie raczej niepopularny we Francji i obecność u Jego boku Carli Bruni niczego już nie zmienia.
Czy cała sytuacja jest przypadkiem (Strauss-Kahn miał przed laty kilka „wpadek”, ale ze wszystkich wyszedł obronną ręką), czy swoistą prowokacją (w tym scenariuszu w grę także może wchodzić kilka wariantów). Tego nie wiadomo, choć musi obowiązywać starorzymska zasada domniemania niewinności. Tak czy inaczej Strauss-Kahn, który zwycięstwo miał chyba „w kieszeni”, nie będzie już raczej kandydować. Wśród socjalistów zaostrzy się zatem walka (odbędą się na jesieni prawybory w tej partii) o rywala dla obecnego prezydenta - między Aubry, Royal (panie za sobą nie przepadają - zresztą Segolene przegrała ostatnią batalię o przywództwo w partii ze swą towarzyszką różnicą zaledwie stu głosów i ten rezultat był później kontestowany) oraz Francois Hollandem.
Kto zwycięży na lewicy nie wiadomo. Kandydatów z innych formacji jest też sporo, m.in. córka Le Pena, mająca aktualne spore poparcie. Ale jeśli można cokolwiek przewidywać, to - tak czy inaczej - za rok powinniśmy mieć nowego lokatora w Pałacu Elizejskim.
Tadeusz Iwiński