Widuję je codziennie, gdy jadę do pracy. I zawsze martwię się, że ktoś nie pozwoli im przejść przez jezdnię. A one uparte, z pełną wiarą w nasze zrozumienie i wrażliwość, kolebiąc się z boku na bok, z nóżki na nóżkę, idą powolutku na drugą stronę ulicy - w stronę... sklepików osiedlowych.
Widuję je codziennie, gdy wracam z pracy. Siedzą na trawniku przed domem, między rzędem przyciętych równo krzaków a zapyziałym hydrantem. Dwa metry dalej kończy się pasek chodnika i zaczyna się ciasna uliczka osiedlowa.
Widuję je w piątek i świątek, gdy jestem z psem na dłuższym spacerze. One wtedy idą „pogadując zabawnie” ostatkiem starej drogi i maszerują w stronę jarockich domów. Takie z nich kaczki dziwaczki.
Najczęściej widuję parę, ale ostatnio też jeszcze kaczuszkę solową - bardzo ufa ludziom, podchodzi i łepek zadziera, jakby chciała pokazać, że na łapie ma obrączkę, no bo ją ma naprawdę.
Kaczki w olsztyńskim osiedlu Jaroty mają dwa spore stawki - przy ulicach Wilczyńskiego i Kanta. Pływają w nich śmieci - na szczęście nie tak dużo jak w ubiegłym roku, ale i tak jest to brzydkie. W przeciwieństwie do kaczuszek - one są prześliczne.
Z D J Ę C I A