Antoni Słonimski - trochę zapomniany już wybitny pisarz i satyryk (Adam Michnik pracował jakiś czas jako Jego sekretarz) - ukuł znaną, ironiczną i zarazem megalomańską, maksymę „Na wymianie myśli zawsze tracę”. Przychodzi mi ona na myśl ilekroć obecny rząd unika szerszych, poważnych debat w Sejmie na tematy zasadnicze. Tak było ostatnio w sprawie OFE („zwarcie” Rostowski - Balcerowicz, to zupełnie inna sprawa) i tak jest np. z zapaścią w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego. Dyskusja premiera z twórcami, skądinąd ciekawa, nie może być „zamiast”, gdyż to właśnie Sejm - zgodnie z art. 95 Konstytucji - sprawuje kontrolę nad pracami Rady Ministrów.
W najnowszej odpowiedzi swym polemistom na łamach „Gazety Wyborczej” Donald Tusk trafnie pisze, że: „w polityce zagranicznej ważna jest strategia i rozeznanie sytuacji”. Ponieważ za niecałe sto dni Polska rozpoczyna swą prezydencję w Unii Europejskiej, z tej oczywistości należy wyciągnąć właściwe wnioski. Przecież to przewodnictwo w Radzie UE będzie dla naszej dyplomacji najważniejszą rzeczą w tym roku, a może nawet i w dłuższej perspektywie. Jego powodzenie - o czym mówiłem w niedawnej sejmowej dyskusji o polskiej polityce zagranicznej - powinno leżeć w interesie wszystkich głównych sił politycznych nad Wisłą. Bo tylko tak może ziścić się kategoria „dobra wspólnego”, wpisana na czoło naszej ustawy zasadniczej! Dlatego wielce dziwi niechęć szefa rządu do odbycia na Wiejskiej, razem z opozycją, pełnokrwistej debaty o priorytetach polskiej prezydencji, o jej szansach i zagrożeniach.
Te priorytety znacząco się zmieniały, co jest jakoś zrozumiałe - biorąc pod uwagę dynamikę rozwoju sytuacji. W tym momencie sprowadzają się one do trzech bloków tematycznych: a) integracji europejskiej jako źródła wzrostu gospodarczego, b) bezpiecznej Europy i poszerzonej (m.in. o Chorwację) Unii oraz c) stabilnego sąsiedztwa (tu mieści się Partnerstwo Wschodnie). Nie do końca jednak wiadomo, na ile zostały one skonsultowane z partnerami z naszej „trojki” - Danią i Cyprem i co „odziedziczymy” po poprzednim trio: hiszpańsko-belgijsko-węgierskim? Co ważniejsze, może powstać sytuacja analogiczna do tej, której czoła musiała stawić przed 3 laty Francja w toku swej prezydencji, gdy wojna gruzińsko-rosyjska de facto przesłoniła wszystkie inne wątki. Chodzi o konflikt w Libii oraz generalnie o wydarzenia w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Musimy być do tego należycie przygotowani. Mieć pomysł nie tylko na „wschodnie”, lecz także na „południowe” sąsiedztwo Unii Europejskiej. Nie unikać podjęcia wyzwań związanych z migracją. A w tej sferze jesteśmy nader opóźnieni, nie mamy własnej przemyślanej polityki, gdyż „uśpiła„” nas przez laty sytuacja, w której Polska była i jest głównie krajem tranzytowym, a nie docelowym.
Last not least, prezydencja Warszawy w Unii przypadnie na kampanię wyborczą do naszego parlamentu. To zbieg okoliczności, ale może ona zostać wykorzystana do swoistej autokreacji rządu, a zwłaszcza Platformy Obywatelskiej. Tylko jej szef może owe obawy w Sejmie rozwiać (lub nie). Równocześnie, część opozycji może próbować obecnej ekipie „podstawić nogę” (np. przez zgłaszanie wniosków o votum nieufności wobec kolejnych ministrów, co utrudniłoby im działanie). Za prezydencji czeskiej upadł nawet rząd. A zatem byłoby chyba najlepiej, gdyby zawarto w tej sprawie porozumienie międzypartyjne lub międzyklubowe. W Pradze było ono już gotowe, ale nie zostało niestety podpisane. Uczmy się przeto na błędach innych!
Tadeusz Iwiński