Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
19:44 21 listopada 2024 Imieniny: Janusza, Konrada
YouTube
Facebook

szukaj

Newsroom24 Religia, wiara, kult
Ks. Marek Rybiński sdb | 2007-12-07 00:01 | Rozmiar tekstu: A A A

Pozdrowienia z Manouby (3)

Olsztyn24
Tunezja w obiektywie ks. Marka Rybińskiego | Więcej zdjęć »

Mój współbrat z Olsztyna, ks. Mariusz powiedział kiedyś po kursie dla nauczycieli, który dotyczył trudnych przypadków uczniowskich, iż mam znamiona ADHD (czyli nadpobudliwości). Jestem bardzo ruchliwy. Nie mogę usiedzieć w domu, gdy przychodzi wolny czas.

Jako że potrafię odpoczywać tylko w ruchu, wyruszałem w wolne dni w różne strony. Najpierw w okolice mojej Manouby, a później coraz dalej i dalej. Przede wszystkim pieszo i rowerem, ale także samochodem. Dzięki cudownemu prezentowi, jaki sprawili mi olsztynianie, a dokładnie rada oratorium w Gutkowie, robię wszędzie zdjęcia. Po prostu kocham robić zdjęcia, one pozwalają mi odtwarzać kolejne wydarzenia, te ważne i mniej ważne. Zacznę od tych ważnych.

Jakiś czas temu gościliśmy u siebie biskupa Maruna, z pochodzenia Jordańczyka, odpowiedzialnego za Tunezję, któremu jako tutejsi już salezjanie winniśmy posłuch i posłuszeństwo. Pojawił się w naszych drzwiach w sobotę, punktualnie o godzinie 10. Jakie wrażenie pozostawił po sobie? Gdybym nie wiedział, że to biskup, po jego wyglądzie pewnie bym się tego nie domyślił. Bez wykwintnych czerwonych guzików, sutanny, piuski i kilku jeszcze znaków zewnętrznych, po których rozpoznajemy biskupa w Polsce. Był w koszuli, tylko w koloratce. Spędził z nami z trzy godziny.

Biskup z powierzchowności bardzo przyjemny, ciepły, pełen poczucia humoru i bardzo przejęty materialną stroną funkcjonowania diecezji. Żegnając się, zaprosił mnie nawet na spotkanie księży pracujących w Tunezji. Wraz z nim przybył świecki Brazylijczyk - członek jakiejś wspólnoty kapłanów, sióstr i małżeństw we Francji. Został wysłany wraz z żoną przez swoją wspólnotę do Tunezji, aby poprowadzić jedną ze szkół. Odwiedził nas, by przyjrzeć się naszej.
R E K L A M A
Drugie wydarzenie znaczącej wagi to wizyta w La Goulet (nie dam głowy czy tak się to pisze), niedaleko Tunisu. Znajduje się tam parafia katolicka i pracują tam nawet dwaj księża z Polski. A okazja do tej wizyty była niebywała - msza św. dla Polaków żyjących w Tunezji. Było nas około 25 osób. Jasna sprawa, że to nie wszyscy tutejsi Polacy. Na opłatku bożonarodzeniowym ponoć bywa do 100 osób. Jeśli weźmiemy, że do istniejącej polskiej szkoły w Tunezji uczęszcza 30 dzieci, to tych ludzi tutaj musi być sporo.

Zatem celebrowałem Mszę Świętą i nawet wygłosiłem kazanie. Nabożeństwo przygotowały nam siostry ze zgromadzenia Siostry Teresy z Kalkuty, które tutaj poświęcają się tym najbardziej opuszczonym i biednym. Potem spotkaliśmy się przy cieście.

Interesująca była też wizyta u proboszcza - podobnie jak biskup Jordańczyka - jednego z dwóch kościołów w Tunisie, do którego uczęszcza ponoć bardzo dużo młodych ludzi, głównie przybyszów z innych krajów. Na spotkaniu był ksiądz Argentyńczyk, misjonarz, proboszcz przepięknej katedry w samym sercu Tunisu, ksiądz z Włoch i ksiądz z Brazylii i nasi: Maltańczyk, Anglik oraz dwóch Polaków. Wspaniała mieszanka! Jedzenie typowe dla tych, którzy otarli się o życie we Włoszech (tam studiował nasz proboszcz): spaghetti - pysznie przygotowane. Wszystko to razem podkreślało, jak ciekawi i różni są ludzie, z którym jest mi dane żyć w tej jednej parafii.

I jeszcze jeden wyjazd: na wspólny posiłek naszej wspólnoty w Tunisie. O tyle dziwny, że w czasie islamskiego ramadanu. Ciężko było znaleźć restaurację, bo jedzenia na ulicach brak, ale są miejsca dla zagraniczniaków i takie, dzięki znajomościom i jednemu telefonowi, znaleźliśmy. Była to restauracja włoska. Była środa i nasz Dyrektor, Anglik, trochę był nieobecny, kibicując drużynom z Londynu w grupowych rozgrywkach. A tutaj przywitały nas dwa telewizory z meczami drużyn włoskich (żadna w tym czasie nie grała z Anglikami) oraz obsługa, która rozmawiała po włosku.

Ale rychło sprowadzono Dyrektora na ziemię i włosy stanęły mu dęba, gdy zobaczył rachunek za ten posiłek. Staraliśmy się go pocieszać. Ktoś poleciał po szklankę z wodą, inny wyciągnął nieco przybrudzoną chusteczkę do nosa. Wszyscy obiecaliśmy, że następnym razem nie pojedziemy w ramadan na wspólny wypad, i że w ogóle pojedziemy do restauracji dopiero za pół roku. Wtedy trochę doszedł do siebie.

A jeśli o ramadanie mowa - właśnie się skończył wielką fetą. Mieliśmy cztery dni wolnego. Dało mi to wielkie pole do popisu. Pierwszego dnia zostałem zaprzęgnięty do pracy. 50 różnokolorowych stolików pomalowałem na cztery kolory. Jeśli dołączymy do tego pomalowane przeze mnie okna w jadalni oraz drzwi wraz z ich oczyszczeniem, a także słup na flagę narodową Tunezji - można odnieść wrażenie, że powoli rosnę na profesjonalnego malarza i w ślad za ks. Bosko zaczynam zdobywać przeróżne kwalifikacje zawodowe.

Zatem zakończył się ramadan. Na ulicach zaczęło pojawiać się więcej ludzi. Więcej - to moja pierwsza poważna obserwacja - pojawiły się nawet pary. Jest to o tyle dziwne, że przez cały miesiąc ramadanu nie widziałem żadnej pary - a trzymających się za rękę! to już w ogóle. A tu proszę - jak u nas, w Europie. A już straciłem nadzieję i zacząłem się bać, że coś z Tunezyjczykami jest nie tak. Jednak później Hammamet zupełnie olśnił mnie plejadą krasnych Europejek (chyba na wakacjach), ozdobionych urodziwymi chłopakami z Tunezji. Ponoć właśnie po takie atrakcje europejskie damy wyruszają na wakacje do Tunezji (cdn)

Z D J Ę C I A
REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Podobne artykuły
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.