(fot. archiwum)
Na przekór niedowiarkom. Tak w Łowiczu zagrali piłkarze OKS-u 1945 Olsztyn. Podopieczni Zbigniewa Kaczmarka po dobrej grze pokonali ekipę miejscowego Pelikana 2:1.
Mecz rozpoczął się po myśli gości, którzy już w szóstej minucie objęli prowadzenie. Do wychodzącego na dobrą pozycję strzelecką Krzysztofa Filipka z prawej strony zacentrował Janusz Bucholc. Niespełna 26-letni pomocnik nie zastanawiając się długo, huknął w kierunku bramki bronionej przez Witolda Sabelę. Ten był bez szans, bo futbolówka wylądowała niemal w samym okienku.
Niewiele jednak brakowało, by to gospodarze objęli prowadzenie. Kilkadziesiąt sekund przed golem Filipka, blisko pokonania Piotra Skiby był Maciej Wyszogrodzki. Golkiper, który po kilku latach powrócił do bramki OKS-u, nie dał się jednak zaskoczyć. W 13. minucie Skiba ponownie potwierdził, że jest w dobrej dyspozycji. Zza linii pola karnego uderzył Mariusz Solecki. Olsztyński bramkarz popisał się interwencją na miarę ekstraklasy, nie pozwalając wpaść do siatki piłce zmierzającej niemal przy samym słupku.
W 32. minucie gry olsztynianie byli bliscy strzelenia drugiego gola. Robert Tunkiewicz pozazdrościł Filipkowi ładnej bramki i sam z dalszej odległości chciał pokonać bramkarza z Łowicza. 21-latek uderzył jednak mniej precyzyjnie i piłka powędrowała nad poprzeczką.
Stare piłkarskie porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Tak było i w tym przypadku, bo dwie minuty po niecelnym strzale Tunkiewicza do wyrównania doprowadzili gospodarze. W tej sytuacji olsztyńską defensywę oszukał Solecki, który wyskoczył najwyżej do dośrodkowania z rzutu rożnego. W tym przypadku zawodnikowi Pelikana nie pozostało nic innego, jak głową skierować piłkę do bramki bronionej przez Skibę.
Pod koniec pierwszej części meczu gra stała się dość brutalna, czego efektem była pierwsza żółta kartka. Ukarany nią został obrońca gospodarzy, Wojciech Marcinkiewicz. Nic nie zmieniło się po przerwie. W ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut arbiter meczu Sebastian Załęski aż czterokrotnie sięgnął po żółty kartonik. Zawodnicy faulowali się nawzajem, a bramkarze obu zespołów nudzili się niemiłosiernie.
Być może właśnie ta nuda spowodowała rozluźnienie golkipera gospodarzy. Kiedy kibice w Łowiczu szykowali się powoli do opuszczania stadionu, goście po raz drugi w spotkaniu objęli prowadzenie. Tym razem dobrym podaniem popisał się Radosław Stefanowicz, a formalności strzałem w długi róg dopełnił Paweł Alancewicz.
Do końca spotkania nic więcej się już nie zmieniło. Olsztynianie wracają zatem do domu z niezwykle cennymi trzema punktami. Zwycięstwo jest o tyle godne pochwały, bo to dopiero druga wyjazdowa wygrana OKS-u w tym sezonie, w dodatku odniesiona na trudnym terenie w Łowiczu.
Nie chcemy popadać w huraoptymizm, ale wynik osiągnięty w inaugurującym rundę wiosenną meczu cieszy i to bardzo. OKS jechał do Łowicza skazywany na pożarcie, bez kilku zawodników, którzy wiosną mają stanowić o sile zespołu. W dodatku w Internecie huczało od opinii, że jeszcze dwa dni przed meczem trener Zbigniew Kaczmarek nie wiedział, kogo desygnuje między słupki. Jeśli było tak rzeczywiście, to ta niewiedza wyszła wszystkim na dobre. Paweł Skiba, podobnie jak jego koledzy z zespołu, spisał się rewelacyjnie, dzięki czemu z pierwszego wiosennego wojażu olsztynianie powrócą z tarczą. Oby tak dalej!