Początek - Asia śpiew, akordeonistka Aneta mocne akordy,
zaraz dołączy reszta (fot. E. Mierzyńska) |
Więcej zdjęć »
Pewnego wieczoru trafiłam do jednego z lokali na starówce w Olsztynie, bo usłyszałam dźwięk akordeonu, a to rzadkość. Zwykle w lokalach słychać coś innego, czyli standardowego, takiego jak radio dla wszystkich w sklepie. Dziewczyna nieduża, ale mocna i zgrana z akordeonem jak siostra, rżnęła polkę.
Na Olsztyn24 ukazała się już relacja z koncertowania, bo akordeonistce towarzyszyła dość liczna kapela „Krótka Polka”, która w magiczno-ekologiczno-folkowym koncercie apelowała o ratunek dla ginącego jeziorka w lesie (chyba w Pupkach?).
Dlaczego o tym piszę? Bo, choć od tego momentu minęły dwa tygodnie, po głowie ciągle chodzi mi pytanie: Jak to jest, że tylu ludzi działa i tworzy wokół, a ja znam tylko tych, na których są pieniądze z promocji, a w mediach czytam komentarze, że nic się nie dzieje? Dlaczego nie pokazuje się sztuki zwanej niszową (często pogardliwie zwanej niszową), skoro bywa oryginalna i też wzbogaca kulturę, a nawet jak w przypadku kapeli „Krótka Polka” budzi zainteresowanie? Wiem, że wielu twórców - tak było i jest - tworzy po kątach, ich sprawa, bo świat wszystkich nie pokocha, a poza tym - jak to kiedyś słyszałam - świat potrzebuje tylko trzech tenorów, czyli pozostałych rynek nie wchłonie. Dobrze, ale dlaczego nie pokazywać reszty z różnych okazji i bez okazji, skoro bywa inspirująca i łamie stereotypy i często przy tym bywa niemalże za darmo? Brakuje miejsc i konceptu na to? Pytań jest wiele.
„Krótka Polka” - jak się zorientowałam w rozmowie z jedną ze śpiewaczek - nie dąży do sławy. Oni
grają i śpiewają z potrzeby duszy, bo dobrze z tym się czują, bo tworzą grupę przyjaciół, bo spotykających się po pracy dla twórczego i odstresowującego ich tlenu, bo nabierają sił na jutro itp. Nie jestem fanką folku, ale zasłuchałam się w koncert kapeli - był jak gorący piec w zimowy wieczór, a do tego oderwał od codziennej sieczki.
Nie ja jedna to tak czułam. Na przykład, wchodzi dziewczyna w czarnych skórach i kolekcją kolczyków w uchu. Zdumiona, bo coś tu nie tak. Akordeon i skrzypce przy barze? Potem telefonuje - pewnie do znajomych, z którymi tu się umówiła. Rozgląda się po wnętrzu, jakby szukała powodu, dla którego wytrzyma tu nie dłużej niż pięć minut. Wytrzymuje kwadrans. Potem dochodzi do niej kilka osób, więc siadają z piwem i słuchają - początkowo z komentarzem i śmiechem, potem już tylko słuchają i rozmawiają, kiwając do rytmu głowami. Kiedy coraz więcej osób odrywa się od ław, by zatańczyć, oni także wstają, ale by lepiej zlustrować zdarzenie, którego się tu nie spodziewali. I to jest chyba jakiś dowód na to, że w kulturze dzieje się wiele, ale nieśpiesznie pokazuje publicznie - brakuje wiary, że można?
Niby nic, a ja nie mogłam zasnąć w z wrażenia. Poza tym w „Krótkiej Polce” dostrzegłam dwie osoby, znane mi na co dzień z zupełnie innej roli. To fajne odkrycie.
Z D J Ę C I A
F I L M Y