33. Rajd Dakar
(fot. Volkswagen)
Krzysztof Hołowczyc (BMW) znów pokazał klasę. Jedenasty etap Dakaru zakończył na czwartym miejscu. Wyśmienity rezultat otworzył Polakowi drogę do piątego miejsca w klasyfikacji generalnej.
Czwartkowy etap przyniósł kilka niespodzianek. Największa to pech Carlosa Sainza (Volkwagen), który zanotował dopiero czternasty czas. Ponad godzina straty do zwycięzcy etapu, Nassera Al-Attiyaha (VW) przekreśla niemal w całości szanse Hiszpana na obronę zdobytego przed rokiem tytułu. Sainz stracił nawet drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Wyprzedził go najlepszy w środę Giniel de Villiers (VW).
Polak stracił do zwycięzcy ponad trzynaście minut. Zdecydowanie słabiej, na co liczyli kibice olsztyniaka, poszło Markowi Millerowi (VW). Amerykanin przyjechał do mety ze stratą przeszło godziny do reprezentanta Kataru. W generalce traci do Hołka 40 minut.
Na jedenastym etapie doszło niestety do pierwszego w tej edycji rajdu śmiertelnego wypadku. Toyota prowadzona przez Eduardo Amora zderzyła się z prywatnym autem. W szpitalu zmarł jego kierowca.
Ponownie bardzo dobrze zaprezentował się polski kierowca quada, Łukasz Łaskawiec. W czwartek był czwarty i takie też miejsce zajmuje w klasyfikacji generalnej. Do podium brakuje mu jedynie... 47 sekund.
W piątek przedostatni etap z San Juan do Cordoby. Motocykliści i kierowcy quadów przejadą 555 kilometrów odcinka specjalnego. Zawodników jadących samochodami i ciężarówkami czeka nieco krótszy oes - 266 km.