Data 13 grudnia od niemal trzech dekad wywołuje w Polsce zrozumiałe emocje. Wprowadzenie tzw. stanu wojennego (młodsze pokolenie zazwyczaj nie wie, że w ówczesnej konstytucji - w odróżnieniu od obowiązującej od 13 lat - nie było pojęcia „stan wyjątkowy”, któremu ta sytuacja w istocie odpowiadała) było dla jednych Polaków szokiem i tragedią, a dla innych ulgą. Napisano na ten temat wiele książek i szereg innych z pewnością się ukaże. Z pewnością było to „mniejsze zło”, by użyć klasycznego sformułowania Nicolo Machiavelli’ego sprzed niemal pięciu wieków.
Generał Wojciech Jaruzelski za to wielokrotnie przepraszał, także rodziny kilkudziesięciu ofiar, w tym górników z kopalni „Wujek”. Bo większym złem byłoby bez wątpienia wkroczenie wojsk radzieckich (pewna ich część była już zresztą na miejscu) oraz z NRD i Czechosłowacji. Co by się wtedy działo, łatwo można sobie wyobrazić, gdyż Wojsko Polskie- a przynajmniej znacząca jego część - by walczyła. To nie byłyby Węgry z 1956 r., czy Czechosłowacja z 1968 r! Zresztą Amerykanie w 1981 r. ponad s t o r a z y ostrzegali ZSRR przed takim właśnie scenariuszem. To właśnie dlatego do dziś co najmniej połowa naszych rodaków uznaje racjonalność tamtej dramatycznej decyzji.
Równo 3 lata temu podpisano Traktat Lizboński, kluczowy dla przyszłości Unii Europejskiej, więc także dla Polski. Wolałbym, abyśmy dawali obecnie priorytet tej właśnie rocznicy, szczególnie w sytuacji kryzysu światowego i naszego. To byłoby myśleniem o przyszłości! A tu Sejm w sposób niezrozumiały przekłada debatę nad priorytetami polskiej prezydencji w Unii, która powinna się odbyć z udziałem premiera. Rządzie i premierze Donaldzie Tusku - zastanówcie się nad tym, co robicie!
Tadeusz Iwiński