(fot. archiwum)
Nie udał się szczypiornistom Warmii Olsztyn wyjazd do Mielca. Podopieczni Aleksandra Malinowskiego przegrali z tamtejszą Stalą 29:36.
Olsztynianie mieli w Mielcu pójść za ciosem. Po niedawnej, pierwszej wyjazdowej wygranej w Lubinie, dzisiaj (15.12) zespół Warmii miał wygrać po raz drugi na obcym terenie. Mecz toczył się jednak nie po myśli gości, którzy tylko do siebie mogą mieć pretensję za niekorzystny wynik. Olsztynianie do udanych mogą zaliczyć jedynie początek pojedynku. Gdyby punkty przyznawano tylko za pierwsze 10 minut spotkania, do Olsztyna wróciłby komplet oczek.
Zaczęło się bowiem od prowadzenia gości, które szybko wzrosło do dwóch punktów. Ten stan utrzymał się jedynie przez kilka minut. Po kwadransie gry to gospodarze prowadzili jednym oczkiem. Kilka kolejnych minut to walka punkt za punkt. Wydawało się, że utrzyma się to do przerwy. A jednak, na odpoczynek gospodarze schodzili z trzypunktową przewagą, prowadząc 16:13.
Po przerwie gościom we znaki dał się panujący na zewnątrz hali mróz. Tylko chyba w ten sposób można tłumaczyć sytuację, gdzie przez około 10 minut zespół nie był w stanie trafić do bramki rywala. Olsztynianie zastygli na 14 golach. W tym czasie szczypiorniści Stali zdobyli... siedem bramek. Wtedy było już niemal przesądzone, że dwa punkty pozostaną w Mielcu.
I rzeczywiście, w hali, gdzie rozgrywano spotkanie, nic istotnego już się nie wydarzyło. Olsztynian stać było tylko na zmniejszenie strat do sześciu punktów, co udało im się na około pięć minut przed końcową syreną. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 36:29.
Taki rezultat na pewno nie przynosi chluby gościom, którzy mieli wrócić do Olsztyna z tarczą. Zawodnicy trenera Malinowskiego przegrali już siódmy mecz w rozgrywkach. W ten sposób zmniejszyli swoje szanse na czołową czwórkę po rundzie zasadniczej. Po szesnastu seriach są na szóstym miejscu w tabeli, ale po piętach depczą im już piłkarze z Głogowa.