Bardzo duża część Polaków z ogromnym zainteresowaniem obserwowała wizytę Bronisława Komorowskiego w Stanach Zjednoczonych, która była potrzebna i dobrze, iż doszło do niej we wstępnej fazie naszej nowej prezydentury oraz bezpośrednio po rozmowach w Warszawie z Dmitrijem Miedwiediewem. Ze względów historycznych, strategicznych i wielu innych (m.in. 9-milionowa Polonia w USA) jesteśmy - zasadnie - uważani za społeczeństwo o wyjątkowych sympatiach proamerykańskich. Jako jeden z zapewne niezbyt licznej grupy rodaków mających możliwość odwiedzić wszystkie 50 stanów (nie licząc Puerto Rico, które odmówiło bycia tym kolejnym) podzielam ową fascynację, a - przy okazji - za najwspanialszą część USA uważam parki narodowe.
Amerykanie są jednak niezwykle pragmatycznymi ludźmi, dbającymi - co zrozumiałe - nade wszystko o własne interesy. O tym nigdy nie należy zapominać, zgodnie zresztą z piękną maksymą Johna Fitzgeralda Kennedy'ego,iż „nieprzyjemne prawdy są zawsze lepsze niż przyjemne iluzje”. Dla prezydenta Obamy szczególną wagę - ze względu na trudną ratyfikację w Kongresie porozumienia z Rosją ws. ograniczenia broni strategicznych - miało poparcie przez Komorowskiego tego traktatu START. Z kolei my uzyskaliśmy m.in. obietnicę zniesienia wiz dla Polaków w ciągu dwóch najbliższych lat, która oby została zrealizowana. Jednak głowa naszego państwa (pomijam już jego „myśliwskie” faux pas) - zamiast mówić błędnie, iż wszyscy nasi sąsiedzi mogą już podróżować do USA bez wiz (zapomniał przecież o Ukraińcach, Białorusinach i Rosjanach) - powinien przywołać raczej przykład meksykański. Tylko to zagrożenie migracyjne jest naprawdę kluczowe dla Amerykanów, gdyż c o d z i e n n i e aż 3 tys. Meksykanów nielegalnie przekracza granicę ze swym północnym kolosem.
W sumie konkretów było jednak dość mało, stąd zdziwił mnie panegiryk nt. tej wizyty upowszechniany w piątkowych TVN-owskich „Faktach po Faktach” przez prof. Romana Kuźniara, nowego doradcy prezydenta ds. zagranicznych. Rzetelny i często oryginalny badacz stosunków międzynarodowych, po przejściu do praktyki politycznej, niemal natychmiast stracił niezbędny dystans do analizowanej rzeczywistości. Odwiedziny baterii „Patriotów” w Polsce mają charakter symboliczny i szkoleniowy. Propozycja stacjonowania za 3 lata w Łasku pod Łodzią kilkunastu myśliwców F-16 i kilku transportowców „Hercules” (już krytycznie oceniona w Moskwie) nie wydaje się najważniejsza. Kluczowe w naszych relacjach z 300-milionowym partnerem powinno być poprawienie sytuacji, w której offset nie udał się za bardzo, obroty handlowe od dawna nie przekraczają pułapu 6 mld dol., a inwestycje amerykańskie nad Wisłą ustępują holenderskim, czy nawet (według niektórych danych) luksemburskim.
Wspomniany imperatyw braku iluzji wymaga np. niezmiennego pamiętania o tym, że dla Waszyngtonu Moskwa jest ważniejsza od Warszawy. Dodatkowo - w warunkach kryzysu światowego, gdy istnieje konieczność zmniejszania wydatków militarnych. Ponadto bez współpracy z Rosją USA nie są w stanie wyjść z twarzą z konfliktu w Afganistanie oraz skutecznie stawić czoła wyzwaniu związanym z nuklearnymi ambicjami Iranu. Generalnie zaś z perspektywy Stanów Zjednoczonych liczy się obecnie przede wszystkim Azja i raz jeszcze Azja. W sumie Amerykanie pozostaną naszym kluczowym partnerem w sferze bezpieczeństwa, ale dla Polski w pozostałych obszarach priorytetem powinna być Unia Europejska.
Tadeusz Iwiński