Nie było niespodzianki w hali Urania. Skazywany na pożarcie Indykpol AZS UWM Olsztyn gładko przegrał ze Skrą Bełchatów 0:3.
W sobotnie (13.11) popołudnie olsztyńska Urania wypełniła się po brzegi. Siatkarskich kibiców z Olsztyna nie mogła ominąć okazja zobaczenia na żywo zespołu aktualnych mistrzów kraju, naszpikowanej gwiazdami Skry Bełchatów. Zawodnicy tego pokroju goszczą w Olsztynie coraz rzadziej, bo z miastem już jakiś czas temu pożegnał się Memoriał Huberta Wagnera. Każda taka okazja dla fanów tej dyscypliny, jest zatem na wagę złota.
Czas leci, Skra jak dominowała, tak dominuje w kraju, ale siła AZS-u już nie ta sama, co choćby trzy lata temu. Dlatego mało kto wierzył dziś w wygraną Akademików. Niepoprawni optymiści już po pierwszym secie musieli trzeźwo spojrzeć na boisko. Dlaczego? A to przede wszystkim dlatego, że goście niemal zmietli olsztynian z boiska.
Spotkanie rozpoczęło się od w miarę wyrównanej gry. To były jednak przysłowiowe miłe złego początki. Skra z minuty na minutę uciekała gospodarzom. Na drugą przerwę techniczną bełchatowianie schodzili z siedmiopunktową przewagą. Po pauzie, w grze gospodarzy nic się nie zmieniło. Przynajmniej nie na lepsze, bo można by dyskutować, czy olsztynianie nie zaczęli grać jeszcze tragiczniej. Poziom gry podopiecznych trenera Sordyla doskonale oddała sytuacja, która miała miejsce bezpośrednio po powrocie na boisko. Wówczas dziecinne błędy popełnili Marcel Gromadowski i Dawid Gunia. Nie popisywał się też wprowadzony na boisko Tomasz Tomczyk. Błędy w przyjęciu sprawiały, że goście bombardowali rywali zagrywkami. Punkty w tym elemencie gry zdobywali Bartosz Kurek i Miguel Falasca. Ostatecznie AZS ugrał w pierwszym secie tylko 13 oczek.
Wydawało się, że gorzej być już nie może. A jednak, choć początek drugiej odsłony to niemal powtórka początku pierwszego seta. Przy stanie 3:3 gospodarze znowu się pogubili. Ponownie nie popisał się Gunia. Czarę goryczy przelał kolejny as serwisowy Kurka, po którym o czas poprosił trener AZS-u. Zawodnika Skry wyprowadziło to nieco z równowagi, bo po wznowieniu gry piłka po jego zagrywce wylądowała na siatce. Wydawało się, że będzie to przełomowy moment w drugim secie. Po przerwie technicznej bardzo dobrą zagrywką popisał się Kert Toobal. Olsztynianie poczuli się jednak chyba zbyt pewnie, bo kolejne siedem punktów zdobyli... goście. Na nic zdało się wejście na boisko Wojciecha Ferensa, bo Skra potrafiła zdobyć punkt nawet w sytuacji, gdy gospodarze unieśli już ręce w górę w geście radości po, wydawałoby się zdobytym punkcie.
Goście w dalszym ciągu dobijali rywali zagrywką. Kolejny punkt w ten sposób zdobył Falasca, precyzyjnym serwisem popisał się też Jakub Novotny. Serię bełchatowian w końcówce seta przerwał atak Ferensa. Ten sam zawodnik chwilę później zepsuł zagrywkę i Skrze do wygrania odsłony brakowało tylko dwóch oczek. Na to nie trzeba było długo czekać. Skra wygrała do 12.
W dwóch pierwszych partiach AZS zdobył zatem 25 małych punktów, czyli tyle ile trzeba co najmniej zdobyć, by wygrać jednego seta... To chyba mówi samo za siebie.
Trzecia część meczu, dla odmiany, rozpoczęła się od prowadzenia gości. Wydawało się, że może być jeszcze gorzej niż w pierwszych dwóch partiach. Co niektórzy licytowali, ile tym razem punktów zdobędą Akademicy. Nie brakowało opinii, że „dyszka” może nie pęknąć. Ku radości najwierniejszych fanów AZS-u, tak się jednak nie stało. Z zimowego snu obudził się Marcel Gromadowski, który zaczął zdobywać punkty w ataku. Nie zmieniło się jednak przyjęcie zagrywki. Kurek zdobył kolejnego asa i po raz kolejny Sordyl poprosił o czas.
Po przerwie AZS nie zaczął grać lepiej, ale coś popsuło się w grze Skry. Dzięki temu ze stanu 11:15 zrobiło się 14:15 i trener gości poprosił (po raz pierwszy w tym meczu!) o czas. To przyniosło upragniony efekt, bo Skra ponownie odskoczyła na cztery punkty. Wówczas drugi (!) punktowy blok w tym meczu zaliczyli gospodarze. Do tego doszło kilka błędów gości i na tablicy wyników pojawił się rezultat remisowy 20:20. I tu Jacek Nawrocki ponownie zwołał do siebie cały zespół. Tym razem nic to nie dało, bo ku radości kibiców zgromadzonych w Uranii, AZS wyszedł na prowadzenie. Przyczynili się do tego m.in. Gromadowski i Samuel Tuia. W kolejnych dwóch akcjach obaj także odegrali główne role. Różnica polegała na tym, że najpierw Gromadowski, a później reprezentant Francji zostali zablokowani i Skra prowadziła 23:22. Gromadowski po chwili zrehabilitował się i doprowadził do remisu. Po kolejnym bloku Skra po raz pierwszy stanęła przed szansą rozstrzygnięcia meczu na swoją korzyść. I szansę wykorzystała, wygrywając ostatnią partię do 23.
Zespół z Bełchatowa dzięki wygranej obronił pozycję lidera tabeli. A AZS? Także obronił pozycję... outsidera. W kolejnym meczu olsztynianie zagrają z Jastrzębskim Węglem. Spotkanie w piątek 19 listopada o 18. Transmisja w Polsacie Sport.
Z D J Ę C I A