Kochana Mamusiu, spodziewaj się Witka, mojego teścia. Odszedł w ubiegłym tygodniu, pochowaliśmy Go 30 października br. Wierzę, że się rozpoznacie, trzy lata od rozstania to nie tak znowu długo... Może znów wspólnie zagracie na organkach, jak kiedyś u nas domu?
Z pokoiku na poddaszu Witek, a właściwie Marie Jean Vincent Piotrowski, widział ogrody między domami la rui Picichant. Wczesne dzieciństwo w Wittelsheim w Alzacji, dokąd jego rodzice w okresie międzywojennym wyemigrowali „za chlebem”, mógł uznać za szczęśliwe i beztroskie. Dopiero kiedy 22 czerwca 1940 roku Alzacja i Lotaryngia zostały włączone do państwa niemieckiego, życie mieszkańców zmieniło się: wprowadzono godzinę policyjną, francuskich żandarmów zamienili mundurowi z opaską na rękawie „Polizei”, a językiem oficjalnym, przy jednoczesnym zakazie mówienia po francusku, stał się niemiecki. Młodych ludzi masowo wysyłano do przymusowej pracy w Niemczech, siostrę Mariana Marysię wysłano do pracy w wytwórni oranżady w Göppingen w Badenii-Wirtembergii.
Gdyby nie szrapnel, który 14 grudnia 1944 roku wpadł do kuchni, nie zginęłaby ich mama, a Witek nie odniósłby rany, od której omal nie pożegnał się z życiem już wówczas, u jego progu. Gdyby nie to, że został całkowitym sierotą, chrzestna matka nie wysłałaby go przez Czerwony Krzyż do Polski. Był październik 1946 roku, kiedy jej zięć odprowadzał chłopca na dworzec. Podróż rozpoczęta w Roznou sub Bua pod Paryżem skończyła się w Łodzi spowitej w śniegu, on był w grubych spodniach i bluzie z krótkim rękawem. Przywitała go ciotka, zabrała do Radomska, gdzie już mieszkała jego siostra.
Marian - zwany od ostatniego imienia Witkiem - zaczął pracować u gospodarza, gdzie powoził końmi, bronował, grabił, woził siano. Potem zatrudniono go w hucie szkła jako tragarza butelek, a następnie w piekarni. Kiedy Maria postanowiła wyjechać na Śląsk, brat wyruszył za nią i podjął naukę w szkole górniczej w Wałbrzychu. Ona założyła rodzinę; Witek zdążył odwiedzić ją tylko raz: zmarła po urodzeniu drugiego dziecka.
Przyszłą żonę Aleksandrę Marian poznał pracując w ogrodnictwie w Olsztynie. Kiedy ją tylko zobaczył, szepnął do kolegi: „Ona będzie moja”. Trzy miesiące minęły szybko. Równie szybko zareagował Witek: nie chcąc, by dziewczyna wróciła na Podlasie, zaproponował małżeństwo. Pomyślała, że on żartuje. Uwierzyła, gdy pokazał jej kartkę z datą ślubu.
Czy wiesz, Mamusiu, że Witek i Ola przeżyli razem 57 lat? Opowieści o przygodach, epizodach, a i nieodłącznych kłopotach właściwych dzieciństwu Stacha, Jaśka, Ireny i Bachy, przewijały się w rodzinie często, sama wiesz. Witek był dla nich kimś więcej niż ojcem - był przyjacielem. Już nie przyniesie czterech kubków herbaty na raz, nie uwędzi wyjątkowo aromatycznej i smacznej szynki, ale gdyby dziś gwizdnął, zjawiliby się natychmiast. Jedenaścioro wnucząt zapamięta powiedzonka i żarty dziadka Witka, dziesięcioro prawnucząt wie, że poszedł do aniołów.
Atmosfery takiej życzliwości, zainteresowania i akceptacji ze strony „dziadka Witka”, jak Go wszyscy zwaliśmy, ze świecą szukać. Dziś, w Zaduszki, palę dwie - za Was oboje, kochani.