„Tylko nowe złudzenia chronią nas od rozpaczy po stracie dawnych” - głosi znana maksyma. Nie chcę przez to stwierdzić, że wyłącznie jej wyznawcy zgromadzili się w sobotę w Warszawie na spotkaniu zwolenników Janusz Palikota, ale z pewnością to oni dominowali. Wyraźna większość postulatów, zgłaszanych przez posła PO z Biłgoraja była wcześniej wysuwana np. przez SLD, czy Partię Kobiet, choć z różnych powodów nie została w pełni zrealizowana.
Palikot to bez wątpienia człowiek inteligentny i błyskotliwy; typ showmana w polityce. Przy ogromnej dawce populizmu, a szermuje nim na prawo i lewo, dostrzega w Polsce szereg niekorzystnych zjawisk, które warto wyeliminować bądź przynajmniej ograniczyć. Należy do nich choćby niechęć prawie połowy obywateli - w tym zwłaszcza ludzi młodych - do uczestnictwa w życiu publicznym. Ale jego linia polityczna jest niekonsekwentna, zaś droga życiowa nie wskazuje na stałość w dążeniu do realizacji postawionych celów. Był wydawcą konserwatywnego tygodnika „Ozon”, a obecnie głoszone hasła pobrzmiewają wprost lewacko. Czyż można np. ograniczyć prawo zasiadania posłów w parlamencie do iluś kadencji?! To wyborcy o tym decydują i wystarczy spojrzeć na państwa dojrzałej demokracji (Niemcy, Wielką Brytanię, Francję itd), gdzie nie brakuje deputowanych z ponad 30-letnim stażem. Pełna zgoda natomiast co do potrzeby likwidacji Senatu, przynajmniej w obecnej postaci. Druga izba w kraju o strukturze unitarnej raczej nie ma sensu i zabrakło zaledwie dwóch głosów do większości 2/3 w Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego w 1997 r., aby taki właśnie mój postulat został przyjęty.
Palikot, którego osobiście lubię, nie sprawdził się w nauce - nie potrafiąc napisać w PAN doktoratu o mitologizowanym przez siebie Witoldzie Gombrowiczu. Odniósł natomiast sukces finansowy w biznesie. W Sejmie - kierowana przezeń - Komisja „Przyjazne Państwo” nie zdołała usprawnić funkcjonowania naszej gospodarki. Banałem jest stwierdzenie, iż polityka wymaga podejścia długodystansowego - postawy maratończyka, a nie sprintera. Czy nasz bohater, dążący do utworzenia własnej partii, będzie do tego zdolny? Do żmudnej codziennej pracy w terenie, do tworzenia struktur - w poszczególnych województwach i powiatach? Do poważnej rozmowy o kwestiach społeczno-ekonomicznych, bo to one najbardziej dotyczą i interesują zwykłych obywateli. A On o tym w ogóle nie mówi. Przecież, jeśli obecny rząd traci w sondażach i jeśli się „przewróci” w wyborach, to właśnie z tego względu - z powodu znaczącego wzrostu cen, likwidacji zasiłku pogrzebowego (to może być dlań taki cios, jak za czasów lewicy sprawa dotacji do barów mlecznych, czy ulg na przejazdy młodzieży) itd.
Powołać do życia nowe ugrupowanie, które byłoby w stanie przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy do Sejmu w skali całej Polski, to zadanie niezwykle trudne, a może to być praca syzyfowa. Wielokrotnie przekonywały się o tym ugrupowania z lewicy i prawicy. SDPL Marka Borowskiego, która miała na początku poparcie 18%, a ostatnio Prawica Rzeczypospolitej Marka Jurka, Polska XXI, czy Polska Plus.
Pora odpowiedzieć na pytanie tytułowe. Donalda Tuska i Janusza Palikota łączy nie tyle kilkuletnia przynależność do tej samej partii. Raczej brak pokory, coraz bardziej widoczna pycha, a momentami nawet przekonanie o własnej nieomylności. A to, prędzej czy później źle się kończy!
Tadeusz Iwiński