Posłanie Jarosława Kaczyńskiego do członków Parlamentu Europejskiego oraz ambasadorów wielu państw akredytowanych w Warszawie (Ameryki Północnej, Unii Europejskiej i niektórych innych, np. Norwegii, Szwajcarii) jest dziwaczne z dwóch względów. Ten pierwszy - minorum gentium - dotyczy formy. Poczty elektronicznej, choć to jakaś oznaka postępu, nie stosuje się raczej w dyplomacji do oficjalnego komunikowania się. Były premier mógłby np. zwrócić się na piśmie do swych partnerów, pełniących w tym samym czasie funkcje szefa rządu. Ale wzgląd drugi jest zdecydowanie ważniejszy. Otóż analiza zawarta w tym tekście wyraźnie odbiega od rzeczywistości, a lider Prawa i Sprawiedliwości jawi się (by użyć tytułu książki Walentina Katajewa) „Samotnym Białym Żaglem” europejskiej polityki.
Cóż bowiem stanowi treść owego przesłania? Wy Amerykanie i Europejczycy absolutnie mylicie się co do oceny zamiarów i polityki Federacji Rosyjskiej. Nie rozumiecie jej imperialnej, chytrej strategii. To mój tragicznie zmarły brat, prezydent Lech Kaczyński - jako bodaj jedyny - kierując się moralnym imperatywem, postępował wobec władz na Kremlu właściwie. I dlatego (to już mój własny dopisek - T.I.) przez cztery i pół roku swej kadencji nie złożył wizyty w Moskwie, choć nader często odwiedzał Gruzję, Azerbajdżan, Ukrainę czy Litwę.
Przykro to stwierdzić, ale całe to „posłanie” radykalnie odbiega od głośnego telewizyjnego orędzia „Do przyjaciół Rosjan”, wygłoszonego w toku kampanii prezydenckiej. Przepojone jest de facto antyrosyjskością i sprzyja utrwalaniu wciąż żywej w wielu kręgach Zachodu tezy o swoiście wrodzonej u Polaków (lub przynajmniej u ich znaczącej części) rusofobii. Bez wątpienia tak też będzie odebrane w rosyjskich środkach masowego przekazu. Choć z pewnością nie zahamuje to przyspieszonego od roku, a wciąż trudnego, procesu pojednania polsko-rosyjskiego, opóźnionego o pokolenie w stosunku do pojednania polsko-niemieckiego, stanowi w istocie próbę jego wykolejenia.
Dziś stosunki USA-Rosja oraz Unia Europejska-Rosja są lepsze niż kiedykolwiek. I to dobrze, choć pozostaje wciąż mnóstwo problemów do rozwiązania. Parę miesięcy temu Waszyngton i Moskwa podpisały nowy traktat START, o redukcji broni strategicznych, a symbolem nowej jakości tych relacji stały się w ubiegłym miesiącu pierwsze w historii wspólne ćwiczenia obrony powietrznej. Rosja ratyfikowała, po 4 latach wstrzymywania się, 14. protokół dodatkowy do Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, co umożliwi reformę strasburskiego trybunału Rady Europy. UE i Rosja opowiedziały się za wspólną koncepcją Partnerstwa dla Modernizacji, choć - zapewne - nie pojmują jej identycznie. Nasz największy wschodni sąsiad poparł ONZ-wskie sankcje wobec Iranu, wznowił kontakty wojskowe z NATO (zawieszone od wojny z Gruzją) i zakończył z Norwegią spór o podział obszarów morskich na Oceanie Arktycznym i Morzu Barentsa, gdzie znajdują się prawdopodobnie największe na świecie złoża ropy i gazu.
Takie przykłady można mnożyć, stąd w fazie światowej współzależności i współpracy głos prezesa PiS brzmi nawet nie tyle jako „wołającego na puszczy”, co dziwaka i człowieka myślącego w kategoriach wziętych z epoki „zimnej wojny”. Niestety to współgra z inną, kuriozalną analizą, postrzegającą Polskę jako rodzaj „kondominium” niemiecko-rosyjskiego.
Z pewnością Jarosław Kaczyński chce dobrze dla naszego kraju. Ale liczą się skutki i tego typu oświadczenia - w najlepszym razie mogące być oceniane jako „mętne” - obiektywnie nie służą temu. Nie wiem, czy zna przy tym stare rosyjskie przysłowie: „Co bardziej dokuczy, to rychlej nauczy”, którym być może się kierował. On lub Anna Fotyga, stojąca jakoby za owym posłaniem. Ale owo przysłowie ma niezwykle rzadko zastosowanie w stosunkach międzynarodowych!
Tadeusz Iwiński