Na konwencji krajowej Platformy Obywatelskiej szef rządu zapowiedział, że w najbliższy wtorek przeniesie gabinet do Sejmu. To prawdziwe kuriozum, bo czy ktoś w Europie może sobie wyobrazić, iż kanclerz Angela Merkel przeniesie się do budynku nowego Reichstagu lub premier David Cameron do Izby Gmin?!
Zarówno prezydent, jak i premier dysponują w parlamencie dwupokojowymi pomieszczeniami, które zazwyczaj służą do wypoczynku bądź krótkiej pracy, szczególnie do odbywania spotkań w czasie obrad Sejmu lub Senatu. Zapewne Donald Tusk zasygnalizował w ten sposób gotowość do szczególnego nadzoru procesu legislacyjnego, w związku z hucznie zapowiadaną od dawna swoistą „rewolucją” ustawodawczą. Jednakże „pies jest pogrzebany” nie w logistyce, gdyż dystans dzielący Kancelarię Prezesa Rady Ministrów od parlamentu to zaledwie ciut ponad kilometr. Chodzi o meritum - o to, czy rząd ma rzeczywiście przygotowane w sposób należyty projekty odpowiednich aktów prawnych, na które oczekują obywatele.
Nie chcę ponadto pójść za daleko, ale mam poważne wątpliwości, czy - pośrednio - nie zostanie naruszony klasyczny, monteskiuszowski podział władzy. Zgodnie z art. 95 naszej konstytucji, to Sejm sprawuje kontrolę nad działalnością rządu. Inna sprawa, że od szeregu lat ta kontrolna funkcja ogromnie osłabła. Ale to co się działo w tym zakresie m.in. za rządów Jarosława Kaczyńskiego i jest kontynuowane przez Donalda Tuska, musi być jakościowo zmienione, a nie pogłębiane. W przeciwnym razie może dojść nie tylko do naruszania jeśli nie litery, to z pewnością ducha ustawy zasadniczej, lecz do upowszechnienia się wśród obywateli patologicznego przeświadczenia, iż de facto to Rada Ministrów kontroluje Sejm.
Radziłbym premierowi, aby nie wykonywał pozornych i karkołomnych ruchów, mieszczących się w ramach socjologicznego efektu demonstracji. Niech raczej zgodzi się np. na - od dawna proponowaną przez SLD - „godzinę pytań” do szefa rządu w parlamencie, co jest standardem w państwach dojrzałej demokracji, choćby w Wielkiej Brytanii, czy Niemczech. A nade wszystko skoncentruje na sprawach społeczno-ekonomicznych. Chleb kosztuje średnio już nie 1,2 zł, a dwa złote. Obywatele wzburzeni są zapowiedzią radykalnego obniżenia zasiłku pogrzebowego. Ponad 2 mln rodzin utraciło w kilku ostatnich latach prawo do otrzymywania zasiłku na dzieci, ponieważ utrzymywany jest nierealny próg dochodów na osobę na poziomie 504 zł. Itd. itp.
Zapowiedzi tego typu równie nie służą rozwojowi demokracji, jak oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego, że nie będzie podawał ręki ani prezydentowi ani premierowi!
Tadeusz Iwiński