Warmia AndersGroup Społem Olsztyn - Stal Mielec 33:33 (16:16). Zamiast spodziewanego kompletu punktów, olsztyńscy szczypiorniści muszą zadowolić się remisem. Pewne jest, że na zwycięstwo w dzisiejszym meczu nie zasłużyli.
Olsztynianie okazali się zupełnie inną drużyną, niż ta, która bez problemów przed tygodniem rozbiła Zagłębie Lubin. Rwane, niedokładne akcje, nieskuteczność i brak pomysłu na pokonanie rywala - to główne przyczyny, że komplet punktów nie został w hali Urania.
Co prawda Warmiacy rozpoczęli od prowadzenia, ale w kolejnych minutach to rywale byli stroną, która dyktowała warunki. Po kwadransie gry było już 11:8 dla gości. Pierwsze skrzypce grali przede wszystkim Łukasz Janyst i Grzegorz Sobut. Do takiego rezultatu przyczynili się jednak głównie gospodarze, którzy wyjątkowo słabo grali w obronie. Rywale tymczasem bronili się wysoko, a jeśli już olsztynianie dochodzili do pozycji rzutowych, świetnie bronił były bramkarz ekipy ze stolicy Warmii i Mazur, Adam Wolański. Dobre zawody w barwach gospodarzy rozgrywał tymczasem Michał Bartczak. Jego rzut na kilka sekund przed końcem pierwszej połowy dał olsztynianom remis 16:16.
Druga połowa była kopią pierwszej. Gracze z Mielca konsekwentnie grali w obronie. Dość napisać, że w ciągu kwadransa po przerwie podopieczni Aleksandra Malinowskiego trafili zaledwie czterokrotnie. Rywale tymczasem rzucili pięć bramek i wyszli na zdecydowane i niespodziewane prowadzenie 25:20.
W tym momencie licznie zgromadzona w hali Urania publiczność straciła nadzieję na dobry rezultat Warmiaków. Ci jednak zmobilizowali się i zaczęli żmudnie odrabiać straty. Na osiem minut przed końcem gry doszli rywali na jedno trafienie, ale zmarnowali kolejne szansy na wyrównanie i wyjście na prowadzenie. Rzuty szarżującego lewym skrzydłem Marcina Malewskiego pewnie bronił Wolański. Szczypiorniści Stali zaczęli grać nerwowo, co pozwoliło olsztynianom w końcu wyrównać, a nawet wyjść na prowadzenie po rzucie Mateusza Jankowskiego (33:32).
Gospodarze nie potrafili się jednak w końcowych sekundach opanować i spokojnie dograć do końca. Nie popisał się kapitan Warmiaków, Marcin Malewski. Zamiast rozegrać spokojnie piłkę postanowił rzucić. Próba została jednak zablokowana, a gracze z Mielca wyszli z kontrą. Piłka trafiła do kompletnie nie pilnowanego na prawym skrzydle Marka Szpery, który na dwie sekundy przed końcem dał swej drużynie cenny punkt.
Warmia zamiast awansować na 5. miejsce w tabeli PGNiG Superligi, zajmują 9. pozycję. W kolejnym meczu zmierzą się na wyjeździe z zamykającą tabelę Miedzią Legnica.
******
Wojciech Boniecki (bramkarz Warmii AndersGroup Społem Olsztyn):
Nie chcę mówić, kto odpowiada za to, że straciliśmy bramkę w ostatnich sekundach. Na pewno mogliśmy inaczej rozegrać tę ostatnią akcję. Ten rzut przed końcem był bez wątpienia niepotrzebny. Trzeba było grać dłużej podaniami. Chęć zdobycia jeszcze jednej bramki, dobicia przeciwnika się na nas zemściła. Zabrakło zimnej krwi.
Z D J Ę C I A
F I L M Y