My, mieszkańcy Jarot też możemy zaimponować Europie. Prosimy o zaliczenie do zabytków dziur w chodniku na ul. Wilczyńskiego.
O tych dziurach mówią i piszą już od dawna. To stumetrowy odcinek od restauracji „Na rogu czasu” do przejścia podziemnego pod reprezentacyjną ulicą Jarot - Wilczyńskiego. Tą samą, która niedawno z takim namaszczeniem obchodziła swoje święto.
Płyty w chodniku są już tak zmasakrowane, że taksówkarze, którzy w tym miejscu urządzili sobie postój, odrzucili połamane kawałki, aby nie uszkodzić felg w kołach. Trudniej matkom spacerującym tutaj w południe, osobom starszym oraz inwalidom na wózkach. Muszą oni wykonywać slalomy godne mistrzów narciarstwa alpejskiego.
Ze dwa miesiące temu właściciel wspomnianej restauracji Jeremi Danielak zebrał ok. 200 podpisów (w tym prezesa SM „Jaroty”) pod petycją w sprawie naprawy tak kluczowego traktu komunikacyjnego. Zaniósł ją do prezydenta Piotra Grzymowicza, który podobno zna sprawę, ale wyrwy nadal są zagrożeniem dla przechodniów. Dopiero, jak dziecko złamie sobie nogę i rodzice wystąpią do miasta o odszkodowanie, znajdzie się sposób na załatwienie problemu. Ostatnio robotnicy zaczęli skuwać schody do przejścia podziemnego, choć mogło to poczekać na „po wyborach”.
W tej sytuacji mieszkańcy Jarot coraz bardziej są skłonni poprzeć pomysł zaliczenia feralnego odcinka do zabytków. Pamięta on „złote czasy” komuny i byłby znakomitą pamiątką po minionym okresie. Wystarczy tylko przykryć połamane płytki uzbrojonym szkłem lub pleksi, dodać etykietę w stylu: „Relikt epoki gen. Jaruzelskiego” i zaprosić turystów z Europy. Niech zobaczą na własne oczy, dlaczego upadła komuna?
Czekamy, który z kandydatów na urząd Prezydenta Miasta wpisze ten pomysł do swojego programu wyborczego. Wtedy na pewno uzyska nasze poparcie.
Z D J Ę C I A